29 czerwca 2020

Czerwcowy Wrap Up, czyli moje pierwsze podsumowanie

Comiesięczny Wrap Up jest jedną ze zmian, które chcę wprowadzić. Mam nadzieję, że u mnie, tak jak u Booktuperów, się to sprawdzi. Wrap Up jest to, w książkowym sloganie, podsumowanie książek z danego okresu, robi się je najczęściej pod koniec miesiąca.

Na tym zdjęciu powinna być też "Miniaturzystka", ale oddałam ją przed zrobieniem zdjęcia, a "Ukochane równanie profesora" ma na czytniku. 

         Czerwiec jest to miesiąc, w którym znowu udało mi się czytać trochę więcej
i myślę, że otworzył nowy rozdział w moim książkowym życiu. W końcu po tak długim czasie mogę powiedzieć, że wracam na dobre tory czytania. Udało mi się między innymi skończyć, zaczęty w połowie maja, pierwszy tom duologii „Szóstka Wron”, Leigh Bardugo. Zaczęłam też długo odwlekaną „Ostatnią godzinę”, Anny Bartłomiejczyk i Marta Gajewskiej.

         Myślę, że najczytelniejszą formą co sądzę o każdej książce będzie rozpisanie ich po kolei z krótkim komentarzem.

„Szóstka Wron”, Leigh Bardugo (11.05 – 05.06) – długo czekałam aż w końcu będę mogła sięgnąć po tą, według innych, świetną serię. Sama na początku byłam zafascynowana całym światem, który wykreowała autorka, ale potem zaczęło mnie to coraz mniej ciekawić, miałam problem z zapamiętaniem kto kim jest.

„Królestwo Kanciarzy”, Leigh Bardugo (07.06 – 09.06) – z kolei za drugą część polubiłam autorkę, chłonęłam każdy rozdział w niezwykłym tempie i w końcu zaczęłam darzyć jakimiś uczuciami bohaterów, co nawet widać po ilości dni, w których skończyłam czytać książkę. Skłoniła mnie ona nawet do, mimo niekoniecznie przychylnych opinii, przeczytania „Króla z bliznami” tej samej autorki. W tym miejscu chcę nadmienić, że tak pojawi się recenzja tych książek, ale 1) ocenie całe uniwersum, czyli będzie to dopiero po przeczytaniu wyżej wymienionego tytułu, 2), które wiąże się z pierwszym będzie to bardziej ogólna recenzja całości, nie będę się rozpisywać nad każdym aspektem każdej książki.

„Miniaturzystka”, Jessie Burton (10.06 – 13.06) – w końcu mamy literaturę piękną w tym zestawieniu, jeśli jeszcze nie znacie mojej opinii na jej temat to zachęcam Was do zajrzenia na moją recenzję dotyczącą właśnie tej pozycji.

„Ukochane równanie profesora”, Yōko Ogawa (24.06) – to co mogę powiedzieć, przed recenzją, o tej książce jest to, że dawno nie czytałam tak przejmującej i wzruszającej książki, zdecydowanie będę ją polecać każdemu.

„Ostatnia Godzina”, Anna Bartłomiejczyk i Marta Gajewska (27.06 - …) – przeczytałam chyba dopiero 40 stron, więc za bardzo nie mam opinii o tej książce, ale zapowiada się ciekawie i chyba jak skończę pisać to do niej wrócę ;-). Na pewno jak skończę, to pojawi się recenzja, więc wyczekujcie.

 

Kończąc już chcę tylko powiedzieć, że zdecydowanie książką tego miesiąca zostaje „Ukochane równanie profesora”, a niestety małym rozczarowaniem pierwszy tom duologii „Szóstka Wron”. Koniecznie dajcie znać w komentarzu, czy takie podsumowanie się Wam podoba, czy powinnam coś zmienić oraz jakie książki przeczytaliście w czerwcu, może jest wśród nich jakaś godna polecenia.

Czerwcowy Wrap Up, czyli moje pierwsze podsumowanie

25 czerwca 2020

"Miniaturzystka", wizualnie

 

Cała książka pod tytułem „Miniaturzystka” jest bardzo dokładnie i ładnie wydana. Okładka, nie dość, że jest w twardej oprawie, to jeszcze nawiązuje do treści. Przód i tył mają ilustracje właśnie domu w kredensie. W pewnym stopniu utrudnia to odczytanie opisu, który ma też trochę za małą czcionkę. Jednak każda czcionka jest dopasowana i pozostałe są odpowiedniej wielkości.

Bok i wklejka są w takim samym pięknym niebieskim kolorze.

         We wewnątrz znajdziemy słowniczek, porównanie zarobków i przykładowe ceny z XVII w. w Amsterdamie. Podoba mi się, to, bo pokazuje, że zwrócono uwagę nawet na taki szczegół. Właściwie powinno to być recenzji, ale wtedy o tym zapomniałam i stwierdziłam, że w sumie tu też może być.

Tak więc, w wydaniu jest parę potknięć, ale mimo to jest to bardzo porządnie zrobiona książka.

 

Przód okładki: 5 gwiazdek

Tył okładki: 4 gwiazdki

 

Dopasowanie tekstu: 4,5 gwiazdki

Ilustracje wewnątrz: brak

 

Całokształt: 4,5 gwiazdek

Suma: 3,5 gwiazdki

 Ocena wizualna "Miniaturzystki", Jessie Burton

21 czerwca 2020

"Miniaturzystka", Jassie Burton

Do trzech razy sztuka jak to się mówi, tym razem już na pewno uda mi się zrecenzować „Miniaturzystkę” Jessie Burton. Może część z Was pamięta, że czytałam tej autorki „Muzę”. Teraz mogę powiedzieć, że obie książki mi się podobały, ale czegoś im brakowało.

Tytuł i autor: „Miniaturzystka”, Jessie Burton

Gatunek: literatura piękna

Ilość stron: 452

Data: 10-13.06.2020 r.

ISBN 978-83-08-05428-4

Wydawnictwo: Literackie

Moja ocena: 7,75 gwiazdki.

         Tym razem Pani Burton przedstawia nam historię świeżo upieczonej, 18-letniej, żony znanego kupca XVI-wiecznego Amsterdamu. Nella w prezencie ślubnym od męża dostaje replikę ich kamienicy w formie kredensu. Ma ona zostać urządzona przez tajemniczą miniaturzystkę. Przygotowane przez nią figurki w przerażający sposób są podobne do domowników, których kobieta wcześniej nie poznała. Główna bohaterka z każdym kolejnym rozdziałem poznaje coraz to mroczniejsze historię rodziny, której teraz stała się częścią.

         Pierwsze z czym miałam ogromny problem to narracja, była ona prowadzona w czasie teraźniejszym, ale w trzeciej osobie. O tyle dobrze, że dosyć szybko można do tego przywyknąć.

Za to bardzo podoba mi się kreacja bohaterów i to, że razem z główną bohaterką ich poznajemy. Każdy z domowników ma swoją specyficzną cechę, czy charakter; jednych lubi się mniej, innych bardziej. Jednak nie tak, że nas drażnią, tylko odczuwamy to co młoda żona, tak jak ją wszystko nas zadziwia. Tak samo dobrze była zarysowana przestrzeń, w której przemieszczała się Nella, każda uliczka i dom były opisane z niezwykłą dokładnością.

Trochę mniej uwagi poświęcono dalszym bohaterom, ale moim zdaniem tyle opisów wystarczyło, bo gdyby je rozbudować książka z pewnością zwiększyłaby swoją objętość.

         Pomysł na historię bardzo mi się podobał, po cichu liczyłam, że odnajdę w tej książce trochę elementów fantastycznych. Nie miałam innego pomysłu jak autorka wytłumaczy wszechwiedzę miniaturzystki dotyczącą rodziny Brand. Niestety Pani Burton postanowiła na poboczne wątki i je, owszem znakomicie, ale nie tego oczekiwałam, poprowadziła. Mam wrażenie, że tytułowy wątek został potraktowany po macoszemu, dopiero pod koniec zaczął on się wyjaśniać i niestety nie dostałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nic nie wiemy; kim jest miniaturzystka, czemu nikt jej nigdy nie widział, czemu wybrała akurat rodzinę kupca, skąd o niej wszystko wie, a co najważniejsze, czy ostrzegała ich, a może to ona wpływała na los bohaterów. Naprawdę bardzo się zawiodłam, że zostałam pozostawiona z tyloma znakami zapytania.

         Tę książkę mogę podsumować tylko jednym zdaniem; bardzo dobra książka bez zakończenia. Zdecydowanie można by napisać jeszcze 100 stron i dokończyć główny wątek.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 4 gwiazdki

Koniec: 1,5 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,75 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 4,5 gwiazdki

dalsi: 4 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 4 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 7,75 gwiazdki

„Miniaturzystka”, Jessie Burton, recenzja

19 czerwca 2020

Zmiany


Wczoraj miała się pojawić recenzja „Miniaturzystki” Jassie Burton, nikomu tego nie obiecałam, ale tak sobie postanowiłam, dzisiaj raczej niestety też się nie pojawi, ale postaram się ją napisać jutro.
Jednak dzisiaj chciałam Wam napisać o paru zmianach, które bardzo chcę wprowadzić w życie. Spokojnie nie jest to nic radykalnego, myślę nawet, że uprzyjemni odbiór bloga. 1) na tyle na ile będę w stanie chcę wrócić do regularności we wrzucaniu wpisów, bardzo bym chciała, żeby to było dwa razy w tygodniu, może w wakacje mi się uda, ale potem na pewno wrócę do jednego dnia. Jeszcze nie zdecydowałam, które to będą, ale za pewne w najbliższym czasie wszystko się wyklaruje. 2) bardzo możliwe, że zauważyliście już, że mój post dotyczący „Illuminae” ma ciekawsze zdjęcie niż moje wcześniejsze recenzje. Mam w planach teraz robić więcej takich „odświeżonych” recenzji, trudno mi powiedzieć czy tak będzie za każdym razem, ale mam nadzieję, że urozmaici to moje wywody ;-). 3) chciałabym wprowadzić parę nowych form od tego miesiąca, ale na razie niech szczegóły pozostaną moją tajemnicą. Po prostu przygotujcie, się na parę nowości.
To tyle moje Sroczki, zaczytanego weekendu!📖

Zmiany

14 czerwca 2020

"Illuminae", wizualnie


Tak jak już pisałam, to jest jedna z najciekawiej wydanych książek jaką mam na swojej półce. Każdy jej szczegół jest dopracowany.


         „Illuminae” ma obwolutę, która wygląda jak pył, albo fragment planety utrzymanej w ciepłych kolorach, czerwieni, pomarańczu i żółci. Są tam też białe pasy dzięki, na których widnieją napisy.
Pod spodem jest biała twarda oprawa na której są zapiski bez większego sensu. Pod otwarci książki widzimy wklejkę z takim samym wzorem jak na obwolucie, tylko w czarno-bieli. Od tej pory w książce nie pojawi się więcej kolorów.
         Wewnątrz jest wiele zdjęć, rycin i obrazków; przy każdej wiadomości jest logo statku, z którego dostała ona wysłana. Co więcej są też dokładne opisy każdego ze statków i  kilka specjalnie zrobionych stron z Wikipedii. Prócz tego jest parę stron, które mają tekst nadrukowany w różne kształty, np. zawijasy. Te chyba mi sprawiały największą trudność, bo trzeba było obracać ciężką książką.
         Właściwie nie mam co więcej pisać. Jedynie mogę pogratulować pomysłowości autorom i realizacji redakcji.

Przód okładki: 4,5 gwiazdki
Tył okładki: 4,5 gwiazdki

Dopasowanie tekstu: 5 gwiazdek
Ilustracje wewnątrz: 5 gwiazdek

Całokształt: 5 gwiazdek
Suma: 4,8 gwiazdki

Ocena wizualna "Illuminae", Jay Kristoff i Amie Kaufman

11 czerwca 2020

„Illumnae”, Amie Kaufman, Jay Kristoff


         Ostatnio sięgnęłam po całkiem nowy gatunek, było to science fiction, którego tak bardzo nie lubię oglądać. Jednak postanowiłam dać mu szansę w literaturze. Dlatego wybrałam Illuminae, która oprócz odmiennego gatunku ma też ciekawą formę. Całą historię poznajemy dzięki zapiskom tajnych raportów, planów i korespondencji bohaterów.
Tytuł i autor: „Illumnae”, Amie Kaufman, Jay Kristoff
Gatunek: science fiction
Ilość stron: 579
Data: 17.03-07.05.2020 r.
ISBN 978-83-7515-237-1
Wydawnictwo: moondrive
Moja ocena: 6,15 gwiazdki.


         Autorzy, Amie Kaufman i Jay Kristoff, kreują świat w 2575 roku, gdzie Kerenzę zaatakował pancernik Lincoln, który teraz ściga ocalonych z trzech statków kosmicznych: Alexandra, Hypatii i Copernicusa. Wśród nich są główni bohaterowie, Kady Grant i jej były chłopak Ezra Marson. Wydaje się, że nic nie może pójść źle, a jednak na Copernicusie rozprzestrzenił się śmiertelnie niebezpieczny wirus, który zbiera coraz większe żniwo, a sztuczna inteligencja kierująca Alexandrem buntuje się i staje się największym wrogiem kapitanów. Jedynym ratunkiem całej misji jest dwójka młodych, skłóconych ze sobą bohaterów. W między czasie pojawia się też chłopak, którego znamy tylko z pseudonimu, jest on osobą, która może Kady dać dostęp do zaszyfrowanej pamięci statków.
         Na pewno mogę powiedzieć, że miałam bardzo duży problem ze zżyciem się z bohaterami. Niewiele o nich wiemy, podczas ciągłych ataków inteligencji dowiadujemy się tylko po jednej informacji o każdym z głównych bohaterów, a właściwie o ich rodzinie. W pewnym stopniu utrudniało mi to odbiór historii, nie odczuwałam z nimi tych emocji, byłam gdzieś z tyłu wszystkich wydarzeń.
         Kolejną rzeczą, która mnie drażniła była ilość statków. Często nie wiedziałam pod czyją władzą jest każdy ze statków, tak samo cały czas zapomniałam, że każdy z bohaterów znajduję się na innym pokładzie. Dlatego tak często nie rozumiałam dlaczego jest im się tak trudno skomunikować.
         Sama forma przeszkadzała mi momentami, to właśnie przez nią wiemy tak mało o Kady i Ezrze. Mam co do niej mieszane uczucia, bo z jednej strony bardzo pasowała do świata tej książki. W końcu były to zapiski ze statków kosmicznych, na których znajdowali się wszyscy bohaterowie. Mimo to nie mogę powiedzieć, że było to dobre posunięcie. Myślę, że lepiej by było gdyby oprócz normalnej narracji pojawiały się takie wstawki. Na pewno urozmaiciłoby to fabułę, ale nie utrudniało odbioru historii.
         Są jednak rzeczy, które przypadły mi do gusty. Chociażby sama fabuła, mimo pewnych trudności, śledziłam z zaciekawieniem losy ocalałych. Byłam ciekawa jakie techniki zastosuję, żeby przeżyć wirusa i atak inteligencji. Bardzo podobało mi się też, że on rzeczywiście był inteligentny, miał imię – Aidan, i zwracał się do bohaterów, droczył się z nimi. Miał uczucia, tak jak ludzie i tak jak oni miał swoje pragnienia, do których dążył. Również bawiły mnie żarty drugiego chłopaka, był on jedyną osobą, która potrafiła wprowadzić do całej tej sytuacji chodź trochę optymizmu.
         Podsumowując, pomysł na historię jest udany, dzięki temu mogę przyznać, że nie przeszkadza mi taki gatunek i mogę raz na jakiś czas po niego sięgać. Bohaterowie w większości niestety byli drętwi, na szczęście były też wyjątki, które podratowały akcję. Jednak tak jak pisałam forma była złym wyborem, całkiem zepsuła odczucia towarzyszące mi przy czytaniu. Powinnam też jeszcze dodać parę słów o początku i zakończeniu, dlatego zrobię to już tu. Obie części były bardzo dobrze napisane, jak na taką narrację. Pojawiło się jasne wprowadzenie
i zauważalne zakończenie.

Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 4,75 gwiazdki
Koniec: 5 gwiazdek

Świat przedstawiony: 4 gwiazdki
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 2,75 gwiazdki
dalsi: 2 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 0,75 gwiazdki
dalsi: 0,5 gwiazdki

Język: 4 gwiazdki
Sposób pisania: 2 gwiazdki

Końcowy wynik: 6,15 gwiazdki

Recenzja "Illumnae”, Amie Kaufman, Jay Kristoff