23 lutego 2020

„Małe Kobietki” - wizualnie


Na szczęście udało mi się zdobyć „Małe Kobietki” w najnowszym ilustrowanym wydaniu. Dawno nie czytałam książki z ilustracjami, lepszym słowem oddającym ich wygląd jest ryciny, do tego jednak przejdziemy za chwilę. Zacznijmy od początku.

         Przód okładki nie jest jakiś nadzwyczajny, już ciekawszy jest różowy materiał z jakiego jest wykonane „obicie” książki. Ni to papier, ni to materiał. Jak łatwo można się domyślić na okładce będą cztery siostry March. Nie są one przedstawione dokładnie, są to raczej złote sylwetki dziewcząt. Pomiędzy nimi jest wielki czarny tytuł i autor. Nad wszystkim górują gałęzie różane, wydaje się, że są one w ogrodzie różanym. Paki są złote, a gałęzie czarne.
Na początku czarny kolor tytułu bardzo mi się gryzł, ale potem zobaczyłam, że pasuje do róż. Sama czcionka mogłaby być bardziej ozdobna, już i tak nie szczególnie pasuje do tej z opisu. Mimo wszystko opis został napisany całkiem ładną, prawie pasującą do tej wewnątrz. Spodobało mi się, to, że nad opisem widnieje zdjęcie autorki. Nie jest to konieczne, ale jest to miły dodatek, który wyróżnia książkę na tle innych.
         Ryciny pojawiają się już na samej wklejce, są z przodu, jak i z tyłu. Od razu można zauważyć rzeczywistość bijącą z postaci. Pojawiają się one często i są przyjemnym urozmaiceniem historii. Co ważniejsze ilustrują dokładnie to co się dzieje, więc były tworzone specjalnie do tej książki. Rycina jest dokładniejszym słowem, ponieważ jest to czarny szkic niezwykle dokładny, ale bez koloru.
         Całość została utrzymana w różu, czerni i złocie. Zadbano o szczegóły, szczególnie jeśli mowa o ilustracjach.

Przód okładki: 4,75 gwiazdki
Tył okładki: 5 gwiazdek

Dopasowanie tekstu: 4,5 gwiazdki
Ilustracje wewnątrz: 5

Całokształt: 4,75 gwiazdki
Suma: 4,8 gwiazdki
Ocena wizualna "Małych Kobietek" Louisy May Alcott

„Małe kobietki", Louisa May Alcott


Kolejną książką po jaką sięgnęłam w styczniu były „Małe kobietki", Louisy May Alcott.
Tytuł i autor: „Małe kobietki", Louisy May Alcott
Gatunek: klasyczna literatura dziecięca/kobieca
Ilość stron: 350
Data: 27.01 – 31.01. 2020 r.
ISBN 978-83-7779-571-2
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Moja ocena: 9,8 gwiazdki

Pani Alcott przedstawia nam historię czterech córek Pana Marcha, który walczy w wojnie secesyjnej i ich matki, Marmee. Książka ilustruje zabawy Meg, Jo, Beth i Amy, które próbują sobie urozmaicić swoje życie pozbawione pieniędzy.
Ciekawym zabiegiem jakim wykorzystała autorka było wplecenie w tekst określenia co lubią młodzi czytelnicy i zaraz po nim opisanie dokładnie wygląd
i pojedyncze cechy charakterów sióstr. Z każdym rozdziałem pojawiało się ich coraz więcej. Wiedzieliśmy o każdej z nich co lubi, jakie ma troski i wiele więcej. Przez to jak różnorodne są bohaterki każda mała czytelniczka może się z którąś
z dziewcząt utożsamić. Dawno nie spotkałam się jednocześnie z tak dokładnym, jak
i nie przesadnym opisem postaci. Kolejnym malowniczym opisom został poddany mały domek rodziny Marchów i oczywiście bogaty i dostojny dom Lauriego, nowego przyjaciela i sąsiada dziewczynek oraz jego dziadek. Tak naprawdę każde miejsce zabaw dziewcząt, jak i bohater, z którym spędzały czas był opisany
w rzeczywisty sposób. Oczywiście niektórym zostało poświęcone, trochę mniej czasu, co jest logiczne. Gdyby tak rozpisywać się na temat każdego, to książka byłaby co najmniej dwa razy grubsza.
To co na pewno mnie zdziwiło to, to, że każdy rozdział to osobna historia, którą można czytać niezależnie od pozostałych. Oczywiście znacznie lepiej czytać po kolei, bo z każdą kolejną coraz więcej wątków się łączy. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że każdy rozdział kończy się morałem, ale był on delikatnie wpleciony w bieg historii.
Książkę czytało mi się tak przyjemnie, że nawet nie spostrzegłam kiedy doszłam do końca. I to jakiego końca, Pani Alcott znowu przedstawia nam obraz szczęśliwej i kochającej się rodziny. Ich sielankowe życie jest tak urocze
i przyjemne, że najchętniej by się z  nimi zamieszkało. Ku mojej uciesze obiecuje nam kolejną historie Małych Kobietek, po którą z pewnością sięgnę.

Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 5 gwiazdek
Koniec: 5 gwiazdek

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 4,75 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 4,75 gwiazdki

Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 5 gwiazdek

Końcowy wynik: 9,9 gwiazdki

Recenzja "Małych Kobietek" Louisy May Alcott

22 lutego 2020

"Jak mniej myśleć" - wizualnie


Okładka "Jak mniej myśleć" jest prosta i przemyślana. Bo w końcu leniwiec, to może nam się kojarzyć z brakiem zastanawiania się. Mi on raczej nie przypadł do gustu jeśli chodzi o skojarzenie, ale przynajmniej jest przyjemny dla oka.
Jak zwykle występuje rozbieżność czcionek. Tym razem jednak autor i tytuł jest zapisany tak samo, ale innym kolorem. Pod tytuł też jest czarny, zamiast biały jak reszta tytułu. Oczywiście opis też ma inny rodzaj, o tyle dobrze, że wewnątrz jest taki sam.
Kolejnym problemem tej książki jest powielenie rysunku tego samego leniwca. Wiadomo, dobry motyw, trzeba urozmaicić. Tylko czemu ten zwierzak nie może być w różnych pozach, a on jedynie co, to jest albo zmniejszony, albo przycięty.
Na pierwszy rzut oka książka wydaję się być dobrze wydana, ale kiedy się przypatrzeć, to widać niedociągnięcia.

Przód okładki: 4 gwiazdki
Tył okładki: 3,5 gwiazdki

Dopasowanie tekstu: 2,5 gwiazdki
Ilustracje wewnątrz: brak

Całokształt: 3 gwiazdki
Suma: 2,6 gwiazdki

Ocena wizualna "Jak mniej myśleć" Petitcollin Christel

20 lutego 2020

„Jak mniej myśleć", Christel Petitcollin


Już od dawna interesował mnie tytuł „Jak mniej myśleć", z resztą stał już na mojej półce pół roku, więc trzeba było się za niego zabrać.
Tytuł i autor: „Jak mniej myśleć", Christel Petitcollin
Gatunek: poradnik
Ilość stron: 230
Data: 21.01-25.01.2020 r.
ISBN 978-83-7229-839-3
Wydawnictwo: Feeria Young

Już po tytule możecie się domyślić, że nie jest to zwykła książka,
a poradnik. Czytając opis byłam pewna, że jest idealny dla mnie. Utożsamiałam się ze wszystkimi punktami wymienionymi przez autorkę. Byłam ciekawa czy rzeczywiście jestem osobą nadwydajną mentalnie.
Christel Petitcollin obiecuje nam, że po przeczytaniu jej książki będziemy wstanie zapanować nad swoimi myślami i będziemy wykorzystywać w pełni nasze zdolności. Niestety jest trochę inaczej, ale do tego przejdziemy zaraz.
Jak zapewnia nas sama autorka, żeby pojąć w pełni swój umysł trzeba przeczytać ten poradnik od początku do końca. Jest on w przejrzysty sposób podzielony na trzy części, a w każdej z nich jest parę dodatkowych rozdziałów. Dwa pierwsze są poświęcone czym jest nadwydajność i czym się charakteryzuje. Jest ona przedstawiona na paru przykładach pacjentów autorki. Ostatni już jest w pełni poświęcony jak sobie radzić z natłokiem myśli. Niestety po przeczytaniu książki czułam niedosyt. Niby dostałam odpowiedzi, której szukałam, ale nie pomogło mi to. Gdy czytałam zdarzało się, że musiałam się trochę bardziej skupić z powodu trudniejszego języka, ale mimo wszystko był on całkiem przystępny.
Samą lekturą byłam zaciekawiona i chłonęłam wszystko, jednak miałam wrażenie, że z każdym kolejnym rozdziałem pamiętam coraz mniej. Jest to prawda, teraz, mniej więcej miesiąc po przeczytaniu nie pamiętam nic. Myślę, że, żeby zostało to ze mną na dłużej musiałabym utrwalać informacje. Jednak mi nie chodziło o taką książkę kiedy po nią sięgałam.

Recenzja „Jak mniej myśleć", Christel Petitcollin

14 lutego 2020

"A jeśli to my" - wizualnie


Przeprasza, że zdjęcie jest obrócona. Niestety robiąc je obróciło się,
w komputerze obróciłam znowu, ale niestety ciągle zapisuje się tak.
Okładka “A jeśli to my” nie wyróżnia się jakoś znacznie tle innych książek młodzieżowych. Mimo to jest ona na swój sposób urocz i na pewno dokładnie wykonana.
Przedstawia dwóch głównych bohaterów w momencie poznania się. W tło jest niebieskie z dużym, żółtym, a na to białym tytułem. Postaci nie są najlepiej narysowane, niby wszystko jest dobrze, ale zdecydowanie coś jest nie tak z ich ustami i nosami, ogólnie są dosyć rozmazani.
Grzbiet ma pasujące maziaje do napisu z przodu. Tak samo po każdym fragmencie opisu też jest coś nawiązującego do żółtego tytułu.
W środku są skrzydełka, na których są przedstawieni Arthur i Ben e tych samych pozycjach.
         Standardowo tekst z opisu nie jest szeryfowy, a wewnątrz jest, ale mają przynajmniej taką samą wielkość.
         Mimo dziwnych twarzy bohaterów okładka jest harmonijna, wrażenie dokładności potęguje powtarzający się motyw żółci.

Przód okładki: 4,5 gwiazdki
Tył okładki: 4,5 gwiazdki

Dopasowanie tekstu: 4,5 gwiazdki
Ilustracje wewnątrz: brak

Całokształt: 4,5 gwiazdki
Suma: 3,6 gwiazdki

Ocena wizualna "A jeśli to my" Adama Silvery i Becky Albertalli

13 lutego 2020

"A jeśli to my" Becky Albertalli i Adam Silvera

Tym razem przyszła pora na gatunek po, który sięgam często i przeważa on na moim blogu. Mowa tu oczywiście o młodzieżówce. Tym razem sięgnęłam po
"A jeśli to my", Becky Albertalli i  Adama Silvery.

Tytuł i autor: „A jeśli to my", Becky Albertalli i Adam Silvera
Gatunek: literatura młodzieżowa
Ilość stron: 397
Data: 13.01 - 17.01. 2020 r.
ISBN 978-83-66278-16-5
Wydawnictwo: We need YA
Moja ocena: 8,8 gwiazdki

Jest to historia dwóch chłopaków, Arthura i Bena, którzy przypadkiem się spotykają. Arthur od razu się zakochuje w Benie, ale wszechświat utrudnia mu zadanie i chłopak, żeby zacząć randkować z przystojnym nie znajomym musi go odnaleźć w Nowym Jorku nie znając jego imienia. Mając tylko fragment adresu
z paczki. Nie wie on jednak, czy to adres Bena, czy jego byłego.
Coraz bardziej podobają mi się książki pisane raz przez jednego bohatera, raz przez drugiego. Dzięki temu lepiej się wczuwam w problemy postaci. Niestety w tym przypadku im więcej przeczytałam, tym większy miałam problem, który chłopak mieszka w Nowym Jorku, a który tylko do niego przyjechał.
Już po przeczytaniu paru pierwszych stron mamy kilka niezbędnych informacji o Arthurze, to samo tyczy się drugiego bohatera. Kolejną dobrze wprowadzoną postacią jest najlepszy kumpel Bena. Jest on z resztą chyba moją ulubioną postacią. Jest zabawny, zawsze wie co powiedzieć i jego żarty zazwyczaj śmieszą.
Bardzo podoba mi się to, że w tej książce jest tyle odniesień do popkultury, myślałam, że jest ona dla mnie mniej ważna. Jednak "A jeśli to my" wplata ją w naturalny sposób w bieg historii. Pojawiło się w niej jednak parę błędów językowych, jak i jeden biologiczny. Niektóre rozwiązania były proste i przewidywalne, ale po romansie młodzieżowym nie oczekiwałam aż tak dużo.
W końcu główni bohaterowie musieli się w jakiś sposób spotkać. Z resztą mimo małych problemów z rozpoznaniem ich, tak bardzo ich polubiłam i im kibicowałam, że jestem w stanie wybaczyć proste zagrywki i prostotę fabuły. Dobrze się bawiłam i odpoczęłam czytając tę historię i to jest najważniejsze.
Ostatnie parę rozdziałów jest piękne, wzruszając i urocze. Jedynie końcówka została zepsuta i to tak bardzo. Jestem zawiedziona, tak na prawdę ostatnia strona. Ona tak bardzo zaburza cała książkę.
Mimo wszystko sądzę, że Becky Albertalli i Adam Silvera odwali kawał całkiem dobrej roboty. Jestem tylko ciekawa kto ile napisał.


Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 4 gwiazdki
Koniec: 3,5 gwiazdki

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 4,5 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 3 gwiazdki
dalsi: 4 gwiazdki

Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 5 gwiazdek

Końcowy wynik: 8,8 gwiazdki

Recenzja "A jeśli to my" Becky Albertalli i Adama Silvery

12 lutego 2020

"Uprowadzony" - wizualnie



Już po pierwszym spojrzeniu na książkę wiadomo, że ważną role w historii "Uprowadzonego" będzie odgrywać ciężarówka. Całość jest utrzymana w trzech kolorach, białym, czarnym i czerwonym.
Reszta okładek z tej serii jest utrzymana w tym samym stylu. Mimo miękkiej oprawy jest ona trwała, ponieważ jest obłożona dodatkową folią. Książka ma skrzydełka, na przednim jest krótki życiorys głównego bohatera. Przypadło mi, to do gustu, jest to ciekawe urozmaicenie. Na tylnym z kolej jest życiorys autora.
Czcionka z tyłu jest bardzo prosta i niezbyt ładna. Wewnątrz z kolei jest szeryfowa. Tą lubię zdecydowanie bardziej.
Mimo braku spójności czcionek książka prezentuje się bardzo przejrzyście
i estetycznie.

Przód okładki: 5 gwiazdek
Tył okładki: 4,75 gwiazdki

Dopasowanie tekstu: 4,5 gwiazdki
Ilustracje wewnątrz: brak

Całokształt: 4,5 gwiazdki
Suma: 3,75 gwiazdki

Ocena wizualna "Uprowadzonego" Lee Childa

11 lutego 2020

"Uprowadzony", Lee Child


Rok 2020 zaczęłam nowym gatunkiem. Z reszta w tym roku będzie situ pojawiać cała gama różnych gatunków.

Tytuł i autor: „Uprowadzony”, Lee Child
Gatunek: sensacja
Ilość stron: 478
Data: 02.01-09.01. 2020 r.
ISBN 9 788379 856978
Wydawnictwo: ALBATROS
Moja ocena: 9,25 gwiazdki

Kiedy sięgnęłam po "Uprowadzonego" byłam pewna, że jest to thriller, ale okazało się, że to sensacja, więc po przeczytaniu postanowiłam się do wiedzieć, czym się różnią te gatunki. Ja znacznej różnicy nie odczułam. Dobrze jednak jest duży kontrast, tu macie linka porównawczego. Jest to na pewno lepiej przedstawione niż ja bym to zrobiła.
https://selkar.pl/sensacje-thrillery-kryminaly
Lee Child opowiada nam historię Jacka Reachera, który udziela przypadkowo spotkanej kobiecie pomocy. Niestety akt dobroci nie kończy się dobrze w przypadku  głównego bohatera, jest on bowiem porwany wraz z Holly Johnson. Przez całą książkę uprowadzeni starają się odkryć motywy porywaczy. Autor już od pierwszej strony buduje napięcie, a z każdą kolejną jesteśmy coraz bardziej ciekawi jakie są plany antagonistów. Kiedy główni bohaterowie się spotykają od razu czuć między nimi chemie, ich relacja jest bardzo napięta, Holly, jak i Jack ma swoje tajemnice i pilnie ich strzeże. Jednak mężczyzna wykazuję się inteligencją i po pewnym czasie dowiaduje się, czemu akurat ta kobieta stała się celem porywczy. Child wprowadza coś co bardzo lubię, może nie robi to w sposób delikatny, ale podaje dokładne opisy bohaterów, dzięki czemu są bardziej ludzcy. Główna historia jest przeplatana innymi. Wydają się one zbędne i wyrwane
z kontekstu, ale z każdym kolejnym fragmentem dowiadujemy się, że tak na prawdę są powiązane z główną sprawą. Pisarz często podaje ile czasu bohaterowie jadą
z jednego miejsca do drugiego, jak długo się gdzieś zatrzymują. Dzięki temu sprytny Reacher mniej więcej wie gdzie są. Autor podaje dużo technik jakimi posługą się federalni. Większość jest przemyślana, możliwe nawet, że są wykorzystywane do poszukiwania zaginionych. Część niestety jest ewidentnie wymyślona na potrzeby książki. Nie przeszkadza mi to, logiczne, że autor nie zna technik szpiegowskich, ale jest taki moment, kiedy dowódca zdobywa zdjęcie porywaczy po tylko fragmencie ich profili. Pod koniec książki pojawia się nagle kolejny policjant, o którym wcześniej nie było mowy. Jego zachowanie i to co mówi jest opisywane w taki sposób jakby był kimś ważnym, kto występuje od początku historii. Ja po tych paru scenach w jakich się pojawia nie mogłam wywnioskować kim on jest i czemu jest tak ważny. Kiedy porwani po długiej drodze zatrzymują się na dłużej w jakimś miejscu w końcu pomału poznajemy plany agonistów. Z każdą kolejną informacją byłam coraz bardziej przerażona pomysłem dowódcy. Jednocześnie też wszystko nabierało nowego znaczenia. Autor świetnie napisał tę książkę, powoli odkrywając przed nami karty z coraz to nowymi tajemnicami i zamiarami. Im więcej przeczytałam tym mniej wiedziałam i dopiero w dwóch ostatnich rozdziałach dowiedzieliśmy się wszystkiego. Ostatnie parę stron miało nas uspokoić i pomału wyciszyć. Wszystko się już rozwiązało, dobrzy bohaterowie przeżyli, źli trawili do więzienia, świat usłyszał taką historie jaką miał.
Kończąc tę recenzję muszę napisać, że jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości autora i na pewno z chęcią jeszcze sięgnę po jakieś niecodzienne przygody Jacka Reachera.

Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 5 gwiazdek
Koniec: 4,75 gwiazdki

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 3,5 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 3 gwiazdki

Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 5 gwiazdek

Końcowy wynik: 9,25 gwiazdki

Recenzja "Uprowadzonego", Lee Childa