27 lutego 2021

„Zbłąkany syn”, Rainbow Rowell

           Któregoś styczniowego weekendu zorientowałam się, że zapomniałam, o jednej książce, którą czytałam. Najwidoczniej na tle wszystkich dziewięciu powieści nie wyróżniła się aż tak szczególnie. Niby wiem, że Rainbow Rowell piszę „letnie książki”, czyli lekkie i proste historie na jeden raz. Jednak ta nieco odbiegała od jej pozostałych, więc nie spodziewałam się, że o niej zapomnę. Niestety w takim razie będę musiała odjąć trochę punktów.

Tytuł i autor: „Zbłąkany syn”, Rainbow Rowell

Gatunek: literatura młodzieżowa

Ilość stron: 368

Data: 21.-23.01.2021 r.

ISBN brak

Wydawnictwo: Harper Collins Polska

Moja ocena: 7,5 gwiazdek/ 10.

„Zbłąkany syn” to druga część „Nie poddawaj się” . Mimo że Simon w pierwszej części pokonał złoczyńcę nie czuję radości. Główny bohater popadł w apatię i na nic nie ma ochoty. Jego przyjaciele postanawiają spełnić jego marzenie i zabrać go na wycieczkę do Ameryki. Przy okazji odwiedzając ich starą szkolą koleżakę. Jednak nie dane jest im odpocząć i zwiedzić zachód Stanów Zjednoczonych. Bowiem dopadają ich kłopoty – smoki, wampiry, śmiercionośne indywidua.

Na pewno w trakcie lektury uważałam tę część za lepszą. W sumie nadal nie zmieniłam zdaniem. Jakoś była mniej chaotyczna, bardzo zabawna, chwilami smutna, wszystko wydawało się bardziej prawdziwe.

Wątek z nowym bohaterem, Shepardem był bardzo ciekawy i nadał szybszego tempa akcji. Oprócz niego pojawia się też wiele innych postaci, które nie mają jasno określonych zamiarów. Dlatego trudno od razu ustalić z kim się sympatyzuje.

Simon, Baz i Penelope znowu musieli się mieć na baczności i uważać komu ufają. Chociaż przyznam, że pewne zdarzenia z Agathą były do przewidzenia, co trochę psuło frajdę z czytania.

Mam wrażenie, że w tym tomie Rainbow Rowell skupiła się bardziej na osobie Baza, który ze względu na bycie jednocześnie wampirem i czarodziejem był rozdarty między dwoma światami. Problemy w związku z Simonem nie ułatwiały trudnym chwilom chłopaka. Chociaż tak naprawdę to obaj niezbyt dobrze czują się w swoim towarzystwie. Czytelnikowi udzielało się to skrępowanie. Jestem ciekawa jak to zostaje rozwiązane w trzecim tomie, bo zostałam pozostawiona w takiej niepewności. Autorka nawet nie dała odpowiedzieć Simonowi. Zostajemy w takim zawieszeniu, ponieważ pewne zdarzenia, które będą mieć miejsce w Wartford powodują, że bohaterowie muszą wracać do domu.

Moim zdaniem największym atutem tej książki jest świat, którym rządzi magia, ale tylko dzięki „Normalsom” czarodzieje są wstanie się nią posługiwać. Bardzo jasno są określone zasady, które w nim funkcjonują. W dodatku w powieści co rusz pojawiają się zaklęcia, które są naszymi zwykłymi przysłowiami lub tekstami piosenki. Dzięki temu łatwiej jest zapamiętać co robi dany czar.

Znowu ma taki sam kłopot. Rozumiem zabieg nagłego przyśpieszenia akcji na koniec, w końcu jest to moment kulminacyjny. Jednak dla mnie zawsze to jest takie sztuczne i męczące. Czuję się jakby autor już musiał oddać książkę do druku i napisał wszystko co miał zaplanowane na 100 stron w zaledwie 20.

Początek: 4 gwiazdki

Fabuła: 3,5 gwiazdki

Koniec: 5 gwiazdek

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 4,5 gwiazdki

dalsi: 3,5 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdki

Sposób pisania: 4,5 gwiazdek

 

Końcowy wynik: 7,5/ 10 gwiazdki

17 lutego 2021

„Kraina nocy”, Melissa Albert

           Sięgając po „Krainę nocy”, Melissy Albert miałam przeczucie, że wypadnie gorzej niż „Hazel Wood”. Mimo to jestem zawiedziona, bo tak słabej książki się nie spodziewałam.

Tytuł i autor: „Kraina nocy”, Melissa Albert 

Gatunek: literatura młodzieżowa

Ilość stron: 332

Data: 15. - 18.01.2021 r.

ISBN 978-83-8003-823-8

Wydawnictwo: Media Rodzina

Moja ocena: 6 gwiazdek/ 10.

          Z czasem widzę, że nawet opis od wydawcy nie ma sensu. Nic dziwnego skoro sama nie jestem w stanie powiedzieć o czym jest ta część. To było niczym zlepek kilku pomysłów autorki. Tak naprawdę wydarzenia nie były ze sobą za bardzo powiązane. Co moim zdaniem było dosyć istotne, ponieważ w tej części bohaterowie mieli tropić sprawę brutalnych zbrodni. To chyba jest główny minus, ponieważ większość z tych pomysłów była ciekawa. Tylko szkoda, że żaden nie został dopracowany stając główną osią historii. Niestety motyw „przestępcy” też był wyssany z palca.

          Jeśli chodzi o okrucieństwo, to przewijało się jej dosyć dużo na początku. Pojawiały się niekoniecznie przyjemne opisy i dosyć straszni bohaterowie, a to co robili powodowało, że nie mogłam czytać „Krainy nocy” przed snem. W takim razie z oczywistych powodów uważałam to za wadę. Niestety z czasem okazało się, że te emocje nadawały charakter fabule. Potem, kiedy tego niepokoju było mniej książka przestała w ogóle być interesująca. Czy takie rzeczy w ogóle powinny mieć miejsce?  Co więcej, dlaczego autorka nie mogła zachować tego samego mrocznego i tajemniczego klimatu jak w „Hazel Wood”?

          Mam wrażenie, że Melissa Albert nie miała niczego nowego do zaoferowania. Ze względu na fabułę mam nawet wrażenie, że pokazała się ze złej strony. Opis przestrzeni jest nadal na tak samo wysokim poziomie. Myślę, że kreacja świata jest jednym z największych plusów tej książki. Na pewno autorka piszę z dużą łatwością i tworzy całkiem dużo porównań, co uplastycznia przestrzeń. Część bohaterów była lepiej napisana, część gorzej. Jednak Alice, czyli główna bohaterka, mimo że jest starsza i więcej przeklina to jakby wcale się nie zmieniła. Wiem, że to jest tylko postać z książki, ale tak jak każdy człowiek musiała dorosnąć, zmienić się. Tak powinno być, żeby móc nazwać ją ludzką. Bo teraz wyszła jakaś dziwna mieszanka młodej nastolatki, która udaje, że jest dorosła. No i właśnie, te wulgaryzmy. Naprawdę nie wiem jaką ja książkę czytałam. Już nawet ta powieść niby dla dorosłych Leigh Bardugo była mniej „dorosła”. Przykro mi z tego powodu, naprawdę liczyłam na mroczny klimat baśni, tak jak w pierwszej części, tylko z trochę mniejszym powiewem nowości.

Początek: 4,75 gwiazdki

Fabuła: 2 gwiazdki

Koniec: 3,5 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 3,5 gwiazdki

dalsi: 2,5 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 3 gwiazdki

dalsi: 2 gwiazdki

 

Język: 4,5 gwiazdki

Sposób pisania: 4,5 gwiazdek

 

Końcowy wynik: 6 gwiazdek/10

12 lutego 2021

"12 dni świąt Dasha i i Lily", Rachel Cohn i David Leithan

          W zeszłym roku (2019) czytałam świąteczną książkę i myślałam, że w tym sezonie po taką nie sięgnę. A jednak nadarzyła się taka okazja. Może nie przeczytałam jej w typowo świąteczny czas, bo było to już w połowie stycznia, ale skusił mnie fakt, że to jest druga część „Księgi wezwań Dasha i Lily”Rachel Cohn i Davida Leithana, bardzo dużo osób mówiło też, że ta książka jest przesadnie romantyczna, nawet jak na świąteczną książkę. Postanowiłam się przekonać, i jak wielkie było moje zdziwienie.

Tytuł i autor: „12 dni świąt Dasha i i Lily", Rachel Cohn i David Leithan

Gatunek: literatura młodzieżowa

Ilość stron: 247

Data: 13.01.2021 r.

ISBN 978-83-8074-056-3

Wydawnictwo: Bukowy Las

Moja ocena: 7,5 gwiazdki/10.

            „12 dni świat Dasha i Lily” opowiada o tym jak wygląda ich rok po byciu parą. Od kiedy czytelnicy śledzili rodzące się uczucie Dasha i Lily, bohaterowie wiele wspólnie przeszli. Ukochany dziadek Lily przeżył zawał serca, a trudna rekonwalescencja dramatycznie wpłynęła na jego zwykle optymistyczne usposobienie. To nie był łatwy rok. Zostało zaledwie dwanaście dni do Bożego Narodzenia – dla Lily najważniejszego czasu w roku. Dash wraz z przyjaciółmi muszą podbić Manhattan, by pomóc Lily odnaleźć świąteczną magię grudniowego Nowego Jorku.

            Pomysł zapowiadał się bardzo dobrze, szczególnie, że książka nawiązuje też do znanej świątecznej piosenki – „The Twelve Days of Christmas”. Wykonanie raczej było średnie. Dopiero ostatnia ¼ książki była tak samo klimatyczna jak pierwsza część. Autorzy z pewnością poruszają na kartach wiele ważnych problemów, jak choroba bliskiego, radzenie sobie z tym, kłótnie, te poważniejsze, jak i mniej, niepogodzeni rozwiedzeni rodzice. Niestety dla mnie tego momentami było za wiele. Może jakby to była zwykła książka, a nie taka bożonarodzeniowa. Na pewno jak na to, że czytałam ją w styczniu to ta znikoma ilość klimatu świątecznego byłaby wystarczająca. Ale w takich książkach chodzi o aż wylewający się zapach choinki, pierniczków i dźwięk kolęd.

            Z jednej strony cieszę się, że autorzy pozwolili Lily pokazać tę druga twarz. Dziewczyna naprawdę przejęła się chorobą ukochanego dziadka. Tylko, że teraz nie było żadnego promyczka radości. Niby Dash próbował ratować świętą, ale i tak był przy tym takim samym mrukiem.

            Gdyby nie te parę ostatnich rozdziałów, to nic już by nie uratowało tej książki. Przynajmniej wtedy zaczęły dziać się rzeczy na jakie przystało w świątecznych romansach.

            Dalego nie rozumiem czemu ludzie uważali, że ten klimat jest przesadzony, mam wrażenie, że czytałam zupełnie inną książkę. Jak dla mnie było go za mało. Ogólnie niestety, tak już pisałam, całość wypada po prostu średnio. Ale przynajmniej szybko się czyta, bo przy jednym posiedzeniu można przeczytać całość.

 

Początek: 3,75 gwiazdki

Fabuła: 4 gwiazdki

Koniec: 5 gwiazdek

 

Świat przedstawiony: 3,5 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 4,5 gwiazdki

dalsi: 3,5 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 3,75 gwiazdki

dalsi: 3 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 4 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 7,5 gwiazdki/10

05 lutego 2021

Recenzja "Ruchomego zamku Hauru", Diana Wynne Jones

           Jak się cieszę, że w tym roku w końcu zdecydowałam się sięgnąć po „Ruchomy zamek Hauru”, Diany Wynne Jones, czyli ulubioną książkę mojej przyjaciółki. Przy okazji osłodziłam sobie raczej średni początek 2021 r.

Tytuł i autor: „Ruchomy zamek Hauru”, Diany Wynne Jones

Gatunek: literatura dziecięca

Ilość stron: 312

Data: 18.-19.01.2021 r.

ISBN 978-83-820-300-20

Wydawnictwo: Nowa Baśń

Moja ocena: 9 gwiazdek.

Autorka przedstawia historię Sophie Kapeluszniczki, z krainy Ingaria. Dziewczyna przykuwa niechcianą uwagę czarownicy i zostaje zamieniona w staruszkę. Wie, że aby wrócić do swojej dawnej postaci musi udać się do ruchomego zamku Hauru. Jedyne co ją martwi to plotka, że czarodziej zjada duszę młodych dziewcząt..

Przyznam, że sięgając po „Ruchomy zamek Hauru” miałam obawy, że ta historia będzie łatwa do przewidzenia. Nie mogłam się bardziej pomylić. Mimo że książka jest kierowana do młodszych odbiorców, to nie zakłada, że są oni głupsi. Oczywiście Pani Jones nie porusza bardzo trudnych, czy ważnych problemów. Nie oznacza to, że nie można się dobrze bawić czytając jej powieść, szczególnie, że była bardzo urocza.

Mam wrażenie, że autorka ma duże umiejętności i wykorzystuje je w bardzo świadomy sposób. Zaczynając od początku, widać, że nie jest niepotrzebnie przedłużany. Nie zostajemy też od razu wrzucenie do zupełnie nowego świata. Pomału poznajemy jego zasady wraz z bohaterami, którzy w nim żyją. Nawet jeśli nie są oni bardzo istotni, to znamy przynajmniej jedną ich cechę charakterystyczną. Moim zdaniem postaci i relacje między nimi są największym atutem „Ruchomego zamku Hauru”. Nawet jeśli część z nich jest fantastyczna, albo ma nadprzyrodzone moce, tak jak sam Hauru, Kalcyfer - demon ognia i wiele innych, to i tak są bardzo ludzcy. Niemal wszyscy bohaterowie przechodzą większą lub mniejszą przemianę. Podejmują trudne decyzję, które ich kształtują. Każdy ma swój niepowtarzalny styl bycia. Całokształt tworzy cudowny klimat i realistyczny świat.

Cała książka po brzegi jest wypełniona przygodami Sophie i czarodzieja. Przez większość historii nie przeszkadzało mi tempo w jakim się toczyły. Dopiero pod koniec coś się zepsuło. Jakby autorka miała jakiś limit na ilość stron, a chciała przedstawić jeszcze więcej.

Na szczęście ostatni rozdział jest tak samo dobry jak akcja z przed tej gorszej części. To właśnie on jest najbardziej rozczulający, powoduje uśmiech na twarzy i wzrusza do łez. Mam przeczucie, że to on spowodował, że mam tak dobre zdanie o tej powieści.

Jednym zdaniem – jeśli jeszcze nie znacie „Ruchomego zamku Hauru”, to koniecznie musicie go nadrobić, ponieważ ma o swój niepowtarzalny i magiczny klimat.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 4,5 gwiazdki

Koniec: 4,75 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 3,75 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 4,5 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 9 gwiazdek/10

02 lutego 2021

Książki Miesiąca - styczeń 2021r.

            Pierwszy post po przerobieniu oceny wizualnej na serię „Książki (wstaw nazwę aktualnego miesiąca)”. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że w tym odnajdę się lepiej.

          Styczeń był owocny w przeróżne tytuły. Właściwie o żadnym z ich nie mówiłam w ubiegłym miesiącu, ponieważ jeszcze nadrabiałam grudniowe zaległości. Będę je opisywać w kolejności chronologicznej i na koniec będę już dawała podsumowaną ocenę, bez rozdzielenia na dawne kategorie.

          „Lakę” Bolesława Prusa mam w wydaniu Kolorowe Klasyki, zdecydowanie była to najładniej oprawiona książka. Specjalnie kupiłam ją w twardej oprawie, żeby pasowała mi do moich ilustrowanych „Dziadów” Adama Mickiewicza. Niestety okazało się, że materiał z jakich zostały zrobione książki i tak jest trochę inny. Tak naprawdę sama ilustracja też nie należy do najbardziej urodziwych. Chociaż trzeba przyznać, że nawiązuje do treści. Jednak to co najbardziej urzeka czytelnika, to ryciny autorstwa Łukasza Ciaciucha . Niestety książka jest na papierze kredowym, nie wyobrażam sobie noszenia tej książki do szkoły.

Ocena: 4,5/5 gwiazdek

          „12 dni świąt Lily i Dasha” ma specyficzną bardzo kolorową okładkę. Zdecydowanie nie jestem fanką takich krzykliwych książek, ale trzeba przyznać, że zapada w pamięć. Wpasowuje się też w klimat pierwszej części.

Ocena: 3,5/5 gwiazdek

          Patrząc pierwszy raz na „Krainę Nocy’ Melissy Albetr byłam tak samo zachwycona tą książką. Z początku byłam pewna, że dopasowana do pierwszej części. Niestety widząc już na żywo dostrzegłam parę niedociągnięć. Potem z każdym kolejnym spojrzeniem, z przyjaciółką widziałyśmy coraz więcej elementów, które nam nie odpowiadały. Zaczynając od pstrokatej okładki. Na której jest bluszcz, błysk, mat, wiele niekoniecznie związanych z fabułą rysunków i wytłuczone ciernie. Wklejka wewnątrz też ma zupełnie inny kolor niż liście krzewu. Później okazało się też, że autorka jest napisana innym odcieniem złotego niż na „Hazel Wood”. Szkoda, że obie części nie tworzą spójnej całości.

Ocena: 3/5 gwiazdek


„Ruchomy zamek Hauru” ma jedną z najciekawszych okładek w tym zestawieniu. Można na nią patrzeć i patrzeć, a co chwilę znajduję się jakiś nowy szczegółów. Najwięcej takich detali można zauważyć już zapoznaniu się z treścią. Jakby rysownik puszczał do nas oko. Główny minus, który minus to brak skrzydełek.

Ocena: 4/5 gwiazdek

„Zbłąkanego syna” czytałam w formie ebooka, ale widziałam nie raz tę okładkę w peli barw. No nie wiem. Jakoś nie przemawiają do mnie ta fioletowa i limonkowa plama. Chociaż trzeba przyznać, że te kolory się dopełniają.

Ocena: 3,5/5 gwiazki

          W zeszłym miesiącu czytałam też dwie nowele, ale tych nie mam jak ocenić. Czytałam je na wolnych lekturach i tylko tam widziałam ich okładki, a to były jakiegoś dowolne zdjęcia zabytków.

          Ostatnie dwie książki jakie przeczytałam w styczniu to pierwsze tomy serii „Król Kruków”. Przyznam, że jak serię uwielbiam tak z okładkami mam problem. Przody i tyły są ładne. Jednak grzbiet pierwszego tomu jest prawie cały czarny a pozostałe są białe. Dodatkowo logo wydawnictwa na każdym tomie ma inny kolor.

Ocena: 4,5/5 gwiazdek