28 lipca 2020

„Współlokatorzy”, Beth O’Leary

         Czy wiecie, że to już rok? Właśnie dzisiaj możemy świętować moją pierwszą rocznicę :-)) prowadzenia bloga. Jest to dla mnie niesamowite doświadczenie, które z każdym postem uczy mnie czegoś nowego. Szczególnie ostatni miesiąc był dla mnie intensywny. Przygotowywałam siebie i bloga, do tego, żeby zacząć go udostępniać większemu gronu miłośników literatury i wyjść z moją twórczością do świata. Nie będę ukrywać, na początku napawało mnie to strachem i nie chciałam, żeby inni wiedzieli, że zajmuję się recenzowaniem książek w Internecie. Jednak ostatni tydzień siedziałam jak na szpilkach, bo już nie mogłam się doczekać, żeby zrealizować mój plan.

         Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować mojej przyjaciółce bez, której ten blog w ogóle by nie powstał. Dziękuję, że zaproponowałaś, mi wtedy na huśtawce w Lublinie, żebym nie spisywała swoich ocen w notatkach, tylko po prostu zaczęłam pisać bloga ze swoimi wrażeniami. Jestem też niezmiernie wdzięczna mojemu tacie, który zawsze mi pomaga od strony „komputerowej” jak ja to nazywam. Wiecie ten cały układ, gdzie, co i jak zmieniać, lepsza dostępność, linki, słowa klucze i pozostałe bajery. Pragnę też podziękować mojej niewielkiej ilości czytelników.

         W końcu po tym przydługim wstępie mogę przejść do tego na co wszyscy czekali, czyli recenzji książki, która przełamała moją złą passę. Mogę nawet rzec, że jest to jedna z najlepszych powieści, które przeczytała w ostatnim czasie. Nie wiem nawet, czy nie przebija „Red, White & Royal Blue”… A są to „Współlokatorzy” autorstwa Beth O’Leary.

Tytuł i autor: „Współlokatorzy”, Beth O’Leary

Gatunek: komedia romantyczna

Ilość stron: 432

Data: 25.07.2020 r.

ISBN brak

Wydawnictwo: Albatros

Moja ocena: 9,75 gwiazdki.

Historia ta opowiada o Tiffy, która potrzebuje taniego mieszkania do wynajęcia na już. Dziewczyna właśnie zerwała z zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie. Oraz Leonie, który potrzebuje pieniędzy, ponieważ odkłada je na prawnika dla swojego niesłusznie zamkniętego w więzieniu brata. Dlatego postanawia podnajmować lokum. Jednak nie tak normalnie, na stałe, tylko od 18 do 8 oraz w weekendy, ponieważ pracuje on na nocą zmianę jak pielęgniarz w pobliskim hospicjum. W ten sposób każde z nich będzie miało mieszkanie na wyłączność, a sami współlokatorzy nigdy się nie zobaczą. Ale jak długo uda im się w ten sposób mieszkać i czy na pewno nigdy się nie poznają?

         Beth O’Leary przedstawia narracje dwóch bohaterów oddzielnie. Mimo że ich linia czasu biegnie tym samym torem i są dla siebie ważną częścią życia. Żadne z nich się nie widziało, dlatego ich historia jest rozdzielona. W ten sposób poznajemy miejsca pracy, przyjaciół, a nawet członków rodziny Tiffy i Leona. Sami bohaterowie poznają się dzięki karteczkom, które zostawiają sobie po całym domu. Dzięki temu dowiadujemy się jak bardzo różni są od siebie chłopak i dziewczyna. Sam Lee na początku jest przerażony ilością ubrań i zbędnych rzeczy współlokatorki. Jednak po paru miesiącach odkrywa, że nie potrafi sobie wyobrazić swojego mieszkania, np. bez lampki lawowej. Z czasem dwójka nieznajomych zbliża się do siebie tak bardzo, że zaczynają sobie udzielać porad sercowych i nie tylko. Z czasem okazuje się, że Tiffy i Leon są wstanie pomóc sobie nawzajem.
A każda ich historia bawi do łez i zaskakuje czytelnika, ponieważ ci dwoje, mimo własnych demonów z przeszłości, potrafią cieszyć się życiem i czerpać z niego garściami. Dawno nie czytałam tak zabawnej, a zarazem dotykającej tak ważnych problemów książki.

Tak naprawdę są tylko dwie rzeczy, do których mogę się przyczepić. Czyli kreacja dalszych bohaterów. Dosyć mało dowiadujemy się o niektórych bohaterach. Jak i przestrzeń w jakiej obracają się chłopak i dziewczyna. Ich mieszkanie jest bardzo dokładnie opisane, ale miejsca pracy, albo okolica, gdzie przebywają już niekoniecznie.

Przyznam, że z jednej strony wiedziałam jak się potoczy historia tej dwójki, ale mimo to czuję się pozytywnie zaskoczona. Między innymi tym czego dotyczą problemy tej dwójki, jak dobrze i głęboko są przedstawione relacje między ludzkie, jak płynnie są opisane uczucia i rozterki Leona i Tyffy. Oraz, co chyba najważniejsze, zakończenie mnie zachwyca i właśnie zadziwia, ale to jedyne co mogę na jego temat napisać, żeby nic Wam nie zdradzić.

Chciałabym jeszcze tylko dodać parę informacji, które tym bardziej mogą Was przekonać do przeczytania „Współlokatorach”. Jest idealna książka na jeden dzień, szczególnie letni na plaży, albo na chwile odpoczynku od ciągłego pędu. Szczególnie spodoba się ona miłośnikom twórczości Rainbow Rowell, obie autorki piszą w  bardzo podobnym stylu. Ostatnio bardzo miałam ochotę przeczytać coś tej autorki, dlatego bardzo się cieszę, że udało mi się trafić na taką powieść.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 5 gwiazdek

Koniec: 5 gwiazdek


Świat przedstawiony: 4,5 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,75 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,5 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 5 gwiazdek


Końcowy wynik: 9,75 gwiazdek

Recenzja "Współlokatorów", Beth O’Leary

25 lipca 2020

"Księga kłamstw", Terri Terry

Ja cię, ostatnio mam złą passę. Znowu trafiłam na słabą książkę. Chociaż tym razem ze swojej winy, wybierając „Księgę kłamstw” Terri Terry (swoją drogą ciekawe, czy to zbieg okoliczności) wiedziałam, że jest średnia. Jednak nie spodziewałam się, że będzie aż tak zła. Od razu napiszę, że nie spodziewałam się, że to będzie fantastyka, myślałam, że to po prostu młodzieżówka. Mam wrażenie, że los chce mnie zniechęcić do wszystkich gatunków, najpierw komedia…, potem kryminał, teraz fantasy/ młodzieżówka. Co będzie następne? Mam szczerą nadzieję, że na tym się skończy.

Tytuł i autor: „Księgę kłamstw” Terri Terry

Gatunek: fantasy

Ilość stron: 392

Data: 20. – 22.07.2020 r.

ISBN brak

Wydawnictwo: Młody Book

Moja ocena: 3,2 gwiazdki.

Wracając co tematu, książka opowiada o bliźniaczkach, które zostają rozdzielone tuż po narodzinach, i o tym nie wiedzą, ponieważ, gdy będą razem może stać się coś złego. Quinn i Piper mają niesamowite zdolności, które z czasem odkrywają w raz z mroczną przepowiednią dotyczącą kobiet z rodu Blackwood.

Oczywiście opis od wydawnictwa brzmi inaczej, ale postanowiłam treść książki przedstawić w ten sposób, żeby inni nie byli zdziwieni fantastycznymi elementami.

         Pierwsze z czym miałam problem, to rozróżnianie bohaterek. Tym razem nie ma w tym usprawiedliwienia, po prostu nie były one na tyle charakterystyczne, żeby zapamiętać, która to Piper, a która to Quinn. Nawet chłopak Quinn jest lepiej napisany, autorka nadała mu więcej szczegółów. Takich jak dokładny opis koloru skóry – „(…) skóra jak czekolada z mlekiem lub kawa ze śmietanką.”

Obie bohaterki zachowywały się bardzo infantylnie, ich decyzje i to co mówiły, były bardzo dziecinne. Co mimo łatwego języka nie stawiało historii w dobrym świetle. Tak naprawdę większość zdarzeń, które przedstawia Terri Terry są absurdalne, nikogo z zewnątrz nie dziwią dziwne zachowania i zdolności bliźniaczek. Nawet jeśli, to są one przyjmowane jak coś najnormalniejszego w świecie, jak upały latem.

Zakończenie jest najbardziej rozczarowującą częścią „Księgi kłamstw”. Niby każdy wątek zostaje domknięty, ale nic nie trzyma się kupy. Jakby Pani Terry zabrakło pomysłu. Potem, nagle, nie wiadomo po co, są pokazane zdarzenia o pięć lat w przód, które w ogóle nie maja związku z fabułą.

A jak u was z przeczytanymi pozycjami? Coś was w ostatnim czasie zachwyciło? Rozczarowało?


Początek: 4 gwiazdki

Fabuła: 2,5 gwiazdki

Koniec: 1 gwiazdka


Świat przedstawiony: 3 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 1,5 gwiazdki

dalsi: 4 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 0 gwiazdek

dalsi: 0 gwiazdek

 

Język: 4,5 gwiazdki

Sposób pisania: 3 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 3,2 gwiazdki

Recenzja "Księgi kłamstw" Terri Terry

23 lipca 2020

„Przeklęte miasto”, wizualnie

      

   Niestety okładka „Przeklętego miasta” nie należy do najpiękniejszych. Widnieje na niej dom, w którym mieszka pisarz, samochód, jego bagaże i sam główny bohater. Całość kojarzy mi się z ilustracjami komiksowymi, wszystko jest bardzo proste i pozbawione większych szczegółów. Owszem kolorystyka mi się podoba i pasuje do tej informacyjnej (tytuł, autor). Mimo to jakoś mi nie współgra z treścią. 

         Tył jest bardzo prosty, oprócz opisu, na górze widnieje polecenie Agathy Christie na takim bordzie w jakim jest imię i nazwisko autora. 

Wewnątrz nie ma ilustracji, ale jest co mnie denerwuje. W książce były fragmenty przesłuchań bohaterów. Możecie się dziwić, że zwróciłam na to uwagę, ale utrudniało mi to odbiór treści. Ponieważ nie było to tak oddzielone, jak na przykład w całej trylogii „Nieodgadnionego”, Maureen Johnson.

 

Przód okładki: 3,75 gwiazdki

Tył okładki: 4,75 gwiazdki

 

Dopasowanie tekstu: 3,5 gwiazdki

Ilustracje wewnątrz: brak

 

Całokształt: 3,5 gwiazdki

Suma: 3 gwiazdki 

Ocena wizualna "Przeklętego miasta" Ellerego Queenego

22 lipca 2020

„Przeklęte miasto”, Ellery Queen

Tym razem naprawdę udało mi się przeczytać kryminał i to autora, a raczej autorów, o których wcześniej nie słyszałam. Swoją drogą bardzo się zdziwiłam informacją, że „Przeklęte miasto” należy do klasyki tego gatunku.

 

Tytuł i autor: „ Przeklęte miasto”, Ellery Queen (Fredric Dannay, Manfred B. Lee)

Gatunek: kryminał

Ilość stron: 479

Data: 18. - 20.07.2020 r.

ISBN 978-83-7785-317-7

Wydawnictwo: Zysk i S-ka P75 gwiazdki.

Moja ocena: 4,75 gwiazdki.

Książka opowiada o pisarzu Ellerym Queenie, który przyjeżdża do Wrighsville, by w napisać nową powieść. Szukając domu na wynajem znajduje „Przeklęty dom”, które historia bardzo go intryguje. Z czasem coraz lepiej poznaje rodzinę właściciela i zakochuje się w jednej z jego córek. Wkrótce po przyjeździe Ellerego Jim, który porzucił Norę przed ołtarzem, wraca. Jednak nie może być tak pięknie, na świat wychodzą trzy listy z przyszłą datą, których autorem jest Jim opisujący chorobę i śmierć żony. Wszystko co złe spotkało Norę wlanie w wyznaczonym czasie. Wszystko wskazuje na męża, rozpoczyna się proces i jedyną osobą broniąca Jima jest przyjezdny pisarz. Czy dowiedzie on niewinności Jima?

         Niestety jest to już kolejna książka na której się zawiodłam, tym razem przeczytałam całą, ale właściwie tylko koniec mi jako tako przypadł do gustu.

         Jest to też druga książka w ostatnim czasie, w której akcja bardzo szybko się rozwija, powiedziałabym nawet, że tym razem za szybko. Autorzy w ogóle nie zwracają uwagi na takie szczegóły jak kreacja bohaterów, czy przestrzeni. Przez co całość wypada dosyć płasko. Z żadnym z bohaterów nie poczułam więzi i nie przejęłam się jakoś zbytnio losem Jima, który został znienawidzony przez całe miasteczko. 

         Język jest kolejnym rzeczą, która niezbyt mi się podobała. Miejscami był trochę przestarzały, co zmniejszało przyjemność jaką miała dać mi ta lektura. Słowa też nie do końca były dopasowane do sytuacji. Może to winna tłumaczenia?

Po jeszcze jednym przejrzeniu „Przeklętego miasta” doszłam do wniosku, że początek jeszcze mi się podobał, dopiero potem fabuła padła. Jakoś mnie ta zagadka nie zaintrygowała, miejscami nawet nudziła. Autorzy nawet starają się jakoś pobudzić swój powieść nagłym zwrotem akcji. Jednak niestety jest on bardzo krótki i od razu zostają rozwiane wszelkie wątpliwości co do mordercy.

Tak jak już wyżej pisałam wyżej zakończenie jest dobre, mimo wszystko tylko tyle mogę o nim powiedzieć. Wszystkie zaczęte wątki zbiegają się w jedną całość i zagadka zostaje rozwiązana. Każdy z bohaterów dostaje swoje szczęśliwe zakończenie.

 

Początek: 4 gwiazdki

Fabuła: 3 gwiazdki

Koniec: 3,75 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 1,5 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 1,5 gwiazdka

dalsi: 1 gwiazdka

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 0,5 gwiazdki

dalsi: 0,5 gwiazdki

 

Język: 4 gwiazdki

Sposób pisania: 4 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 4,75 gwiazdki

Recenzja "Przeklętego miasta" Ellerego Queenego

21 lipca 2020

„Red, White & Royal Blue”, wizualnie


Okładka „Red, White & Royal Blue” z jednej strony jest bardzo ładna i taka romantyczna, pasuje do klimatu historii, a z drugiej ci ludzie mają tak dziwne twarze.

         Kolorystyka to z pewnością coś co podoba mi się najbardziej. Ten pudrowy róż jako tło, barwy nawiązujące do nazw kolorów w tytule, nawet bohaterowie są ładnie ubrani, ale te twarze :-/. Nawet zadbano o lekko ciemniejszą karnację Alexa, który jest w połowie meksykaninem. Co więcej przód jest tak przyjemnie wypukły dawno, nie miałam takiej książki.

Z tyłu są Alex i Henry w takiej samej pozycji jak z przodu. Opis jest czarny z okrągłymi literami, a ważniejsze informacje, np. o nagrodach mają kolory pasujące do tych tytułowych.

Jednak czcionka wewnątrz jest zupełnie odmienna od opisu i skrzydełek.

Właśnie tą szeryfową lubię najbardziej.

         To właściwie tyle, nie jest to najpiękniejsza książka, ale mimo to ma to coś co przykuwa wzrok. (Chodź może to wina tych krzywych twarzy…) 

 

Przód okładki: 4 gwiazdki

Tył okładki: 5 gwiazdek

 

Dopasowanie tekstu: 4,5 gwiazdki

Ilustracje wewnątrz: 4,75 gwiazdek

 

Całokształt: 4 gwiazdki

Suma: 4,45 gwiazdki

Ocena wizualna "Red, White & Royal Blue, Casey McQuiston

19 lipca 2020

„Red, White & Royal Blue”, Casey McQuiston

         Nie wiem, czy tak jak wiele innych osób czekaliście na „Red, White & Royal Blue”. Ja tak, chciałam się przekonać, czy rzeczywiście jest taka dobra jak wszyscy o niej mówią. Potem pod koniec czerwca w świecie książkowym zaczęły pojawiać się informacje o licznych błędach tłumaczeniowych i językowych. To było coś co wzbudziło moje wątpliwości, czy na pewno chcę mieć swój egzemplarz. Na szczęście przed kupnem udało mi się przejrzeć zdjęcia porównujące angielską i polską wersję i tak, błędów było sporo, właśnie dlatego, zdecydowałam się nie kupować tej książki, ale pożyczyć od mojej przyjaciółki, za co bardzo jej dziękuję.

Tytuł i autor: „Red, White & Royal Blue” Casey McQuiston

Gatunek: romans

Ilość stron: 473

Data: 13. – 14.07.2020 r.

ISBN 978-83-8169-308-0

Wydawnictwo: Prószyński i S-kagwiazdek.

Moja ocena: 9 gwiazdek. 


         „Red, White & Royal Blue” Casey McQuiston to romans o uczuciu, które z fałszywej instagramowej przyjaźni niespodziewanie rozkwita w miłość między Henrym, księciem Walii, i Alexem, synem prezydentki USA, niestety ze względu na swoją pozycję obaj muszą ukrywać swoją miłość. Co więcej jeden z głównych bohaterów dopiero odkrywa swoją seksualność. Dzięki temu książka nie jest taka nudna i dotyka problemu, z którym na pewno część nastolatków się utożsami, w końcu to właśnie w tym wieku zachodzi w nas najwięcej zmian.

         Książka jest pisana z perspektywy obu młodych mężczyzn, ich narracja się przeplata, ale wydaje mi się, że trochę większa część została poświęcona Alexowi. Jednak mogę się mylić, bo nie będę ukrywać, jakoś od drugiej połowy książki zaczęli mi się mylić. Nie jest to kwestia źle rozpisanych postaci, wręcz przeciwnie. Obaj mają zupełnie odmienne charaktery, które są widoczne na każdym kroku powieści. 

Przestrzeń, w której bohaterowie się obracają też jest świetnie napisana, nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję zobaczyć Biały Dom i Pałac Buckingham ;-). 

         To co mnie zdziwiło to niezwykle szybko postępująca akcja, jestem przyzwyczajona do bardzo rozwlekłych historii, zanim pojawi się główny wątek musi się zadziać milion innych rzeczy. Tutaj tak nie jest. Wszystko bardzo dynamicznie się zmienia tak jak emocje między bohaterami. Ale nie będę o tym za dużo opowiadać, żeby nie spoilerować treści. Jedynie co napiszę to fakt jak dziwnie i trochę na odwrót rozwija się ich relacja. 

Skoro przy tym jestem powinnam napisać, że jest to książka dla trochę starszej młodzieży. Alex dosyć dużo przeklina i pojawiają się sceny seksu. Nie jest to są to jakieś obszerne opisy, ale nie są tak poetyckie i ładni skrojona jak u Cassandy Clare. 

Jeszcze jednym plusem jest humor, który pojawia się w cynicznych i sarkastycznych wypowiedziach głównego bohatera. Co więcej pojawiają się też nawiązania do popkultury, znajdziecie tam naprawdę wszystko, m.in. Gwiezdne Wojny, Hamiltona, wiele piosenek, których tytułów nie przytoczę (zdecydowanie nie jestem muzykalną osobą). 

Za to ogromnym minusem, o którym już pisałam, są błędy. Na pewno dla osób nie znających oryginału nie są one widoczne. Mimo to nie przeboleję tego. Ja zauważyłam tylko kilka, ale tak jak wiadomo ja wcześniej widziałam je pozaznaczane na zdjęciach. Co więcej w książce pojawia się nieprzyjemny rasistowski żart. Boli o tym bardziej, że była to powieść wydawana z okazji pride month. Samo wydawnictwo przeprosiło za te dwie wady, chodzę też słuchy, że w dodruku mają one zostać poprawione. Mam nadzieję, że rzeczywiście tak się okaże, a następnym razem tłumacze będą bardziej uważać.

         Jest jeszcze parę kwestii, które chcę poruszyć, ale nie są to bardzo obszerne uwagi, więc zrobię to w podsumowaniu. 

Strasznie denerwowało mnie powtarzanie się co chwilę kilku słów. Uwielbiam przyjaciółkę Alexa i jego siostry, ma genialny charakter i zabawne żarty. Bardzo cieszę się, że Henry i Alex napotykają na problemy, które muszą rozwiązać. Dzięki temu książka ma bardziej rzeczywisty wydźwięk.

         Czy jest to książka superhipermega dobra jak wszyscy mówią? Nie, jest po prostu dobra, wydaje mi się, że na równi z „A jeśli to my” Adama Silvery i Becky Albertalli. Czy jest warta przeczytania? Zdecydowanie tak, szczególnie jeśli szukacie jakiejś lekkiej młodzieżówki i gustujecie przede wszystkim w romansach.


Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 4,5 gwiazdki

Koniec: 5 gwiazdek

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,75 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 4 gwiazdki

dalsi: 4 gwiazdki

 

Język: 4,75 gwiazdek

Sposób pisania: 3,5 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 9 gwiazdek

Recenzja "Red, White & Royal Blue", Casey McQuiston

18 lipca 2020

"Dyskretny urok Fenet Branca", James Hamilton - Paterson

         O mamo, jednak miałaś racje, dawno nie czytałam tak dziwnej książki, w sumie już dawno nie doczytałam książki, bo tak było tym razem. Po tych dwudziestu stronach stwierdzam, że gorszej książki jeszcze nie czytałam. Niby to dopiero początek, ale stwierdziłam, że nie będę tracić czasu na coś takiego. A piszę tu o „Dyskretnym uroku Fernet Branca”, Jamesa Hamiltona - Patersona. Nie wiem, czemu ale ubzdurałam sobie, że to kryminał, ale nie. To jest jakaś nieśmieszna komedia, chociaż "lubimy czytać" mówi, że to literatura piękna, ale piękne to to nie jest :-)).

Tytuł i autor: „Dyskretnym uroku Fernet Branca”, James Hamilton - Paterson

Gatunek: komedia

Ilość stron: 316

Data: 16.07.2020 r.

ISBN 978-83-62836-06-2

Wydawnictwo: Bona

Moja ocena: 0,3 gwiazdki.


         Jak możecie się domyślić ta recenzja nie będzie długa i będzie was odwodzić od dawania szansy tej książce tak jak ja to zrobiłam. Ale do sedna, jest to historia dziejąca się w czasie toskańskiego lata opwiadająca o drobnym oszustwie agenta nieruchomości, który połączył ze sobą dwie zupełnie różne dusze, jego i ją (jak mówi opis, czyli Geralda i Martę). To właściwie tyle co się dowiadujemy. Jeśli wierzyć opinią z lubimy czytać i „Sunday Times” oraz „The Times” ma być to satyra wyśmiewająca wszystkich i wszystko, przede wszystkim tą piękną i wymarzoną Italię. Trudno mi powiedzieć, czy tak jest na pewno były tam ironiczne elementy, ale mnie one nie rozbawiły.

         Już pierwsze parę stron mnie zniechęciło swoją dziwną narracją. Mianowicie główny bohater, albo autor, trudno stwierdzić kto, zwraca się wprost do czytelnika, co więcej jest to tak wyrwane z kontekstu i bez powiązania z dalszą częścią, że nie wiem o co Panu Hamiltonowi - Patersonowi chodziło.

„Jeśli musisz koniecznie przylecieć latem na lotnisko w Pizie wychodząc z terminalu będziesz prawdopodobnie przedzierać się przez zgraje wchodzących, czerwonych od słońca Angoli, poirytowanych  stukających bagażami.”

         Jeśli chodzi o tę słoneczną Italię to jest ona tylko na okładce…, samo miejsce, w którym rozgrywa się te parędziesiąt stron w ogóle nie jest opisane. Autor za to przywiązuję ogromną wagę do opisów przygotowanych potraw. W ciągu 20 stron pojawiają się aż trzy niestandardowe potrawy z dokładnie wypisanymi składnikami i przygotowaniem ich. Nie mówię, że jest to zły pomysł, bo z pewnością jest bardzo oryginalny, ale czemu dania są ważniejsze od chociażby cech głównych bohaterów?

       No i to właściwie tyle, to jest to co zdążyło mnie zniechęcić. Mogę jej wystawić gwiazdki, ale nie będzie to bardzo wiarygodne. A i jeszcze jedno, ponieważ nie pojawi się ocena wizualna, to napiszę jeszcze jedno zdanie; okładka jest ładna, przynajmniej pasuje do opisu, ale te literki - mniejszych się nie dało?

    Tak musiałam ponarzekać na wszystko, bo naprawdę liczyłam, że moja mama jednak się myliła i nie będzie to takie okropne.

Początek: 0,5 gwiazdki

Fabuła: 0,5 gwiazdki

Koniec: brak opinii

 

Świat przedstawiony: 0 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 0 gwiazdek

dalsi: brak opinii

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 0 gwiazdek

dalsi: brak opinii

 

Język: 0,5 gwiazdki

Sposób pisania: 0 gwiazdek

 

Końcowy wynik: 0,3 gwiazdki

Recenzja "Dyskretnego uroku Fenet Branca", James Hamilton - Paterson

16 lipca 2020

"Ostatnia godzina", wizualnie

        

           Kiedy dowiedziałam się, że taka gruba książka jak „Ostatnia godzina” będzie miała miękką oprawę byłam trochę przestraszona. Z doświadczenia wiem, że grzbiety w takich książkach lubią się łamać, a ja nie chcę, żeby moje były poniszczone. Jednak okazało się, że wydawnictwo WasPos bardzo dobrze się spisało i książka ładnie współpracowały z przewracaniem kolejnych stron, przez co książka została nie naruszona.

         Sam projekt przodu nie przypadł mi do gustu, kolorystyka owszem jest ładna, prosta, jednak oczekiwałam bardziej innowacyjnego rysunku. Za to tytuł z przodu i boku jest trójwymiarowy,  z pewnością  nadaje to charakter. Tak jak cztery klucze nawiązujące do fabuły „Ostatniej godziny”.

         Coś o czym warto wspomnieć, to to, że pod napisem np. część pierwsza wewnątrz jest ta sama ilustracja co z przodu, co nadaje spójny charakter całości. Tak samo czcionka z opisu z tyłu, notki na skrzydełkach i sam tekst. Nawet nie przeszkadza mi tak bardzo, że opis jest biały, bo dzięki temu bardziej się wyróżnia. To co jeszcze bardzo mi się podoba, to pożółke strony dzięki którym łatwiej się czyta na słońcu, bo ni odbijają słońca.

          Przy okazji z chęcią się dowiem, jakie okładki i papier wolicie? A może nie gra to dla was większej roli. Ja zdecydowanie uwielbiam twardą oprawę i pożółky papier.

Przód okładki: 4,5 gwiazdki

Tył okładki: 5 gwiazdek


Dopasowanie tekstu: 4,75 gwiazdek

Ilustracje wewnątrz: 5 gwiazdek

 

Całokształt: 4,5 gwiazdki

Suma: 4,75 gwiazdki

Ocena wizualna "Ostatniej godziny" Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej

11 lipca 2020

"Ostatnia godzina”, Anna Bartłomiejczyk i Marta Gajewska

         No i mamy pierwszą odhaczoną pozycję z wakacyjnej listy i to jaką, jest to debiut młodych autorek, Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej, znanych z kanału, na którym recenzują książki. To właśnie dzięki niemu „Ostatnia godzina” otrzymała status bestsellera na trzy miesiące przed premierą, w końcu na jej wydanie czekało blisko 33 tys. ludzi, w tym ja. Dlatego, jak łatwo możecie się domyślić, trudno mi było podejść do tej pozycji obiektywnie; na początku myślałam, że będę ją faworyzować i przymykać na wszystko oczy, jednak wydaje mi się, że właśnie doszukiwałam się jak największej ilości błędów. Mam nadzieję, że po tym przydługim wstępie uda mi się wyważyć moją opinie i mimo wszystko będzie ona jak najmniej subiektywna.

Tytuł i autor: „Ostatnia godzina”, Anna Bartłomiejczyk i Marta Gajewska

Gatunek: fantastyka

Ilość stron: 660

Data: 26.06 – 06.07.2020 r.

ISBN 978-83-66425-35-4

Wydawnictwo: WasPos

Moja ocena: 8,3 gwiazdki.

 

         Jeszcze za nim zacznę przypomnę po krótce o czym jest „Ostatnia godzina”. Jest to fantastka, która opowiada o dwóch zupełnie obcych sobie ludziach, Alexowi i Mercy, którzy przypadkiem spotykają się w trakcie ogromnej i niespodziewanej burzy w Amsterdamie. Oboje stali się ścisłymi częściami niezwykłego i fatalnego procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do poznania. Nadciąga moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej groźnej rozgrywce są ich własne dusze.

         Już sam opis brzmi bardzo intrygująco, a tym bardziej sama fabuła, nie spodziewałam się, że losy bohaterów zostaną w ten sposób przedstawione. Kiedy hipotezy głównej bohaterki szły w ostatecznym kierunku miałam wielką nadzieję, że to jednak nie jest to. Naprawdę miałam wielkie obawy co do poprowadzenia akcji w tym kierunku, ponieważ miałam wrażenie, że już jest wystarczająca ilość książek z taką historią, jednak pomyliłam się. Najwidoczniej nawet taki temat można inaczej ugryźć. Skoro już przy tym jesteśmy to większość fabuły została dobrze poprowadzone, jedyne co mi się dłużyło to koniec. Moim zdaniem książkę, właściwie sam koniec można by skrócić, jednak 660 stron to jest naprawdę dużo. Wszystko wydawało mi się bardzo rozwlekłe, a mimo to pogubiłam się właściwie w finałowej scenie. To co mnie jeszcze drażniło, właściwie już od początku wiedziałam, że tak będzie, mianowicie główny bohater przyjeżdża do Amsterdamu z jakąś konkretną misją, która została porzucona na rzecz końca świata. Wiadomo trzeba ratować swoją planetę, ale czemu jego agencja w ogóle nie interesowała się czemu Alex nie przysyła regularnie raportów. Coś co też zauważyłam w większości książek z fatalistycznym wątkiem, to to, że reszta społeczeństwa za bardzo nie zauważa różnicy w tym „nowym” świecie. Tutaj pojawia się taka jedna scena, w której „normalni” ludzie reagują lękiem, ale była to tylko katastrofa pogodową, a nie jakieś fantastyczne wydarzenie. Niestety ponieważ zauważyłam tę tendencję w tej książę to właśnie jej się dostanie…

         Jeśli idziemy tropem błędów to musimy przejść do bohaterów. Jest ich po prostu za dużo, dawno nie czytałam książki z taka ilością postaci. Z pewnością w tym momencie należy się wielki ukłon autorkom, bo mimo takiej liczebności każdemu z nich została poświęcona odpowiednia ilość czasu, niemal każdy bohater jest bardzo dobrze wykreowany. Niestety między każdą z postaci było tyle powiązań, a to rodzina, przyjaciel, chłopak, wróg, że nie dało się w tym połapać, co chwilę wychodziły nowe fakty, nowe powiązania, które z pewnością były zbędne i tylko odwracały uwagę od właściwej akcji. Myślę, że między innymi dlatego z żadnym z bohaterów nie poczułam silnej więzi i żyłam razem z nimi problemami Ziemi.

         Za to dobrze, tak po prostu dobrze, został rozrysowany Amsterdam. Bardzo dobrze poznajemy dom Mercy, jej miejsce pracy i jej okolice. Dosyć dobrze poznajemy też rodzinny dom Alexa, który w pewnym momencie musi tam polecieć.

         Na koniec jeszcze wspomnę, że jest to pozycja pisana w trzeciej osobie i to z perspektywy paru osób. Na początku zauważyłam, że parę razy jakaś scena była pisana z perspektywy na przykład Alexego, a potem Mercy. Na szczęście taki zabieg pojawił się tylko kilka razy. Dlatego po pewnym czasie przestało mi to przeszkadzać. W sumie jak przy tym jesteśmy to napiszę jeszcze jedno zdanie a propos języka. To jest za co mogę pochwalić obie panie, jest on bardzo lekki i młodzieżowy.

         Dobra teraz to już koniec, bardzo się rozpisałam, ale jest to książka, którą chciałam ocenić pod każdym kontem i zwrócić Waszą uwagę na każdy aspekt, mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tak długą recenzją.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 3,5 gwiazdki

Koniec: 4 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 4,5 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,5 gwiazdki

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 3 gwiazdki

dalsi: 2,5 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 4,5 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 8,3 gwiazdki

Recenzja "Ostatniej Godziny",  Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej

05 lipca 2020

"Ukochane równanie profesora", Yōko Ogawa

Po „Ukochane równanie profesora” sięgnęłam zachęcona opinią jednej z booktuberek i się nie zawiodłam. Moje wszystkie oczekiwania co do tej książki zostały spełnione. Jest krótka, opowiada piękną historię, która wzrusza do łez i ma niezwykle ludzkich bohaterów.

Tytuł i autor: „Ukochane równanie profesora", Yōko Ogawa

Gatunek: literatura piękna

Ilość stron: 240

Data: 24.06.2020 r.

ISBN brak

Wydawnictwo: Tajfuny

Moja ocena: 9,8 gwiazdki.


Powieść ta opowiada o profesorze matematyki, który cierpi na przykrą przypadłość, zapamiętuje on jedynie 80 minut, potem zapomina i od nowa zapamiętuje 80 minut. Nie ma on bliskiej rodziny, dlatego muszą mu pomagać panie z agencji pomocy domowej, tym razem nowa pomoc ma też syna, którego profesor nazywa Pierwiastkiem. Między tą trójką każdego dnia na nowo powstaje niezwykle ciepła i rodzinna więź, która jest budowana dzięki skomplikowanym równaniom matematycznym i miłości do baseballu.

Pani Ogawa już od pierwszej strony nadaje bohaterom charakterystyczne cechy wyglądu i zachowania. W tej książce nie da się kogoś nie lubić. Oczywiście są w niej tak zwane czarne charaktery, ale nawet od nich pała taka ciepła nuta, nie wiem jak autorce udało się uzyskać taki efekt, jednak tak właśnie jest. Na pewno na plus jest mała ilość bohaterów, można ich policzyć na palcach jednej ręki, dzięki czemu każdemu z nich poświęcono tyle samo uwagi i są bardzo dobrze wykreowani.

Nawet miejsce akcji jest całkiem dobrze rozpisane, ponieważ główny bohater nie wychodzi prawie z domu to właśnie jego miejscu zamieszkania poświęcono najwięcej uwagi, tak jak jego bliskiej okolicy. To co jest opisane trochę mniej dokładnie to biuro opieki społecznej, mimo że pojawia się to miejsce tylko parę razy, to brakuje mi lepszego rozplanowania przestrzeni.

         Jak możecie się domyślić sama fabuła bardzo przypadła mi do gustu, płakałam właściwie od pierwszej do ostatniej strony. Uczucie wzruszenia i smutku towarzyszyło mi przez całą książkę. Każdą przygodę profesora przezywałam z zapartym tchem, czułam się jakbym, wraz z Pierwiastkiem, uczyła się matematyki. To uczucie potęgowały ciekawostki matematyczne w umiejętny sposób wplecione do historii.

         Jest to książka dla każdego, naprawdę mogę ja polecić z czystym sumieniem. Jest bardzo krótka, niesie za sobą ciepłą historię, niesamowitych bohaterów, matematyczne ciekawostki i baseball ;-). 

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 5 gwiazdek

Koniec: 5 gwiazdek

 

Świat przedstawiony: 4,5 gwiazdki

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 5 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 4,5 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 5 gwiazdek

 

Końcowy wynik: 9,8 gwiazdki

Recenzja "Ukochanego równania profesora", Yōko Ogawy

01 lipca 2020

Bookhaul i TBR, czyli plany czytelnicze na te wakacje

Już drugi post w tak krótkim odstępie czasu. Miały być nawet trzy, ale postanowiłam połączyć bookhaul i TBR na wakacje, ponieważ książki, które zamówiłam doszły wcześniej.


W zeszłym tygodniu zamówiłam trzy książki, każda z nich jest kontynuacją zaczętej już prze ze mnie serii. O jednej z nich na pewno napiszę, bo jest to kolejna część z całego uniwersum, o którym obiecałam napisać podsumowanie. Jednak wątpię, żebym o dwóch pozostałych pisała, ponieważ nie lubię pisać o kontynuacjach kiedy nie recenzowałam pierwszych części, ale jeśli bardzo będziecie ciekawi, to się zastanowię.

Przechodząc do sedna; postanowiłam, że na te wakacje ułożę TBR, rozwijając angielski skrót - to be read, czyli plan książek na dany czas, w moim przypadku na wakacje. Wśród nich będą takie książki jak:

„Ostatnia godzina” Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej, którą muszę skończyć – jest to fantastka, która opowiada o dwóch zupełnie obcych sobie ludziach, którzy przypadkiem spotykają się w trakcie ogromnej i niespodziewanej burzy w Amsterdamie, której towarzyszą inne nagłe zmiany pogodowe na całym świecie. Ani Alex ani Mercy nie wiedzą dlaczego ich ścieżki się splotły, ale wiedzą, że stali się ścisłymi częściami niezwykłego i fatalnego procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do poznania. Nadciąga moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej groźnej rozgrywce są ich własne dusze.

„Król z bliznami” Leigh Bardugo – nowy nabytek z uniwersum Griszy, o którym nie wiem co napisać, bo, żeby przeczytać tą historię trzeba znać pozostałe, bo one są ze sobą ściśle powiązane, a już w samym opisie są spoilery odnośnie pozostałych książek.

„Czarny Świt”, ostatnia część „Żniwiarza” Pauliny Hendel – tutaj oczekuję tylko wielkiego finału w stylu autorki, ponieważ bardzo przypadły mi do gustu książki ze słowiańskimi demonami.

„Ręka na ścianie” Maureen Johnson – jest to trzecia część thrillera młodzieżowego „Nieodgadniony”. Czytając ją mamy poznać zabójcę sprzed 75 lat i jego następcę, który chce, żeby sekrety pozostały nieujawnione.

„Red, White & Royal Blue” Casey McQuiston – romans o uczuciu, które niespodziewanie rodzi się między Henrym, księciem Wielkiej Brytanii, i Alexem, synem prezydenta USA, niestety ze względu na swoją pozycję obaj muszą ukrywać swoją miłość.

Zastanawiam się też, czy nie sięgnąć po „Króla Lear” Williama Shakespeare’a. Ale jeszcze nie wiem, czy starczy mi czasu i czy zdecyduje się na klasyk, czy może coś innego, zobaczymy. Na pewno po wakacjach zrobię Wrap Up i porównam ile książek przeczytałam.

O właśnie, jeszcze sobie przypomniała, że mam dwie lektury na wakacje, więc pewnie „Króla Lear” pewnie będzie mi przeczytać, ale zobaczymy. Jest to, już chyba od roku odwlekany, „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa i „Cierpienie Młodego Wertera” Johanna Wolfganga von Goethe’a.

         A Wy macie jakieś plany czytelnicze na najbliższy czas, albo kupiliście jakąś książkę, na którą długo czekaliście?

Bookhaul i TBR, czyli pany czytelnicze na te wakacje