Jeszcze
pod koniec sierpnia zaczęłam czytać „Balladę ptaków i węży”, Suzanne Collins.
Jest to prequel kultowej już trylogii „Igrzyska Śmierci”. Od razu muszę
zaznaczyć, że pierwotne dzieło autorki jeszcze przede mną, dlatego z pewnością
nie będę wstanie wypowiedzieć się, czy ta pozycja była potrzebna i jak wygląda
na tle pozostałych książek.
Tytuł
i autor: „Balladę ptaków i węży”, Suzanne Collins |
Gatunek:
dystopia |
Ilość stron: 540 |
Data:
28.08 – 11.09.2020 r. |
ISBN 978-83-8008-758-3 |
Wydawnictwo:
Media Rodzina |
Moja ocena: 7,5 gwiazdki.
„Ballada ptaków i węży”
opowiada o przeszłości 18-letniego Coriolanusa Snowa, który w kolejnych
częściach staje się tyranem Panem. Z kolei w tej mentorami, czyli opiekunami
trybutów, dzieci z Dystryktów, które zostaną posłane na Głodowe Igrzyska,
zostają uczniowie z Kapitońskiej szkoły. Tak właśnie dzieję się z Coriolanusem,
wciela się on w rolę mentora przy organizacji 10. edycji Głodowych Igrzysk. Od
przypisanej mu Lucy Gray Bird z najbiedniejszego ze wszystkich dwunastu
Dystryktu, zależą dalsze losy kariery młodego Snowa.
Ta książka ukazuje nam
przemianę dobrodusznego adepta do Akademii w bezdusznego potwora, którego
lepiej poznamy w trylogii. Wiem, że temu miała służyć ta część, poznaniu
motywacji do przyszłego okrucieństwa chłopaka. Jednak dla mnie ta zmiana była
zbyt nagła, przez większość książki bohater był dobrotliwy, butował się
przeciwko profesorom i dziekanowi. Dopiero pod koniec, z nie do końca
określnych powodów, staje się „tym złym”. Mimo to sama postać była ciekawie
przedstawiana w każdej fazie rozwoju. Często oprócz charakteru i zachowania
poznajemy też jego strój, o który dba jego kuzynka Tigris. Chłopak mieszka z
nią i swoją Babką, zwaną Paniąbabką, w wielkim wyniszczałym penthausie. Postać
tych dwóch kobiet jest raczej znikoma, mimo to obie poznajemy w wystarczający
sposób. Znamy ich dawne życia, marzenia i pewne cechy.
Reszcie bohaterów,
takich jak pozostali mentorzy, zostało poświęcone tylko parę stron, jednak to
mi odpowiada, książka już jest wystarczająco gruba. Naprawdę Suzanne Collins
stworzyła 540-stroicowe dzieło, któremu i tak czegoś brakuje. Trudno
jednoznacznie wskazać co to jest, na pewno powinno być więcej akcji na samych
Igrzyskach, mogę nawet śmiało powiedzieć, że powinno więcej scen ze zmaganiami
trybutów. Skoro i tak przekształcenie się Coriolanusa zostało niejako
pominięte. To czemu w tak łatwy sposób zawodnicy muszą ginąć. Zaznaczę też co było
często powtarzane przez bohaterów – Lucy ma najmniejsze szanse na wygraną, a to
właśnie ona zabija większość pozostałych uczestników. Ze zbyt dużą łatwością
jej to przychodzi.
Po tych wszystkich
wadach, które wypisałam można się zastanawiać, czy coś jeszcze mogło pójść nie
tak. Niestety tak, było to zakończenie. Chociaż to raczej było rzeczą gustu,
ponieważ stworzone i poprowadzone było całkiem dobrze. Na pewno nawiązywało do
tego co się działo parę rozdziałów wcześniej. Jednak mi się po prostu nie
podobał sposób poprowadzenia losów bohaterów. Druga główna bohaterka w pewnym
momencie zostaje całkowicie odepchnięta, nie wiemy jak reaguje na decyzję chłopaka.
Moim zdaniem idealnym dokończeniem tego wątku byłby jeden rozdział oczami Lucy.
W ten sposób można by też podsumować niespodziewane przeistoczenie młodego Snowa,
którego wydawałoby się tak dobrze znamy wraz z dziewczyną.
Trudno mi powiedzieć
jaka jest ta książka. Na pewno nie jest dobra, ale zła też nie jest. Z pewnością
ma wiele fabularnych posunięć, które mi się nie podobały. Myślę właśnie, że
głównie o to chodzi, ponieważ to jak była napisana, nawet sama historia, jej
składnia jest ciekawa. Jednak nie sprawia to tak dużej przyjemności jakiej oczekiwałam.
Możliwe, że właśnie to wpłynęło na moje tempo czytania.
Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 3,75 gwiazdki
Koniec: 3,5 gwiazdki
Świat przedstawiony: 4,5 gwiazdki
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 3,75 gwiazdki
dalsi: 4,75 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 3 gwiazdki
dalsi: 3 gwiazdki
Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 3,5 gwiazdki
Końcowy wynik: 7,5 gwiazdki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz