Jakiś czas mnie nie było, ale tak
jak myślałam na wyjeździe nie czytam za dużo. Między innymi też dlatego zdecydowałam
się sięgnąć po „Gdyby ocean nosił twoje imię” Tahereh Mafi, a nie „Króla z
bliznami”.
Tytuł i autor: „Gdyby ocean nosił
twoje imię”, Tahereh Mafi |
Gatunek: literatura młodzieżowa |
Ilość stron:
315 |
Data: 04. – 06.07.2020 r. |
ISBN 978-83-66431-28-7 |
Wydawnictwo: we need YA |
Moja ocena: 7,4 gwiazdki.
Autorka opowiada historię szesnastoletniej
Shirin, która jest muzułmanką mieszkającą w Ameryce. Pisze o okropnych
rasistowskich zachowaniach i agresji skierowanej w stronę dziewczyny noszącej
hiżdżab. Główna bohaterka nie ma już siły walczyć z poniżającymi komentarzami,
dlatego coraz bardziej zamyka się w sobie i poświęca swojej pasji, którą jest
muzyka i taniec. Jednak wszystko może się zmienić, gdy poznaje Oceana Jamesa.
Chłopak jest bardzo pozytywnie nią zainteresowany, ale Shirin boi się zaufać
komukolwiek. Czy Oceanowi uda się poznać prawdziwą dziewczynę – miłośniczkę breakdance,
nie tą zamkniętą w sobie?
Książka
jest pisana w pierwszej osobie i czasem miałam wrażenie, że przybierała formę
pamiętnika dziewczyny. Momentami zwracała się jakby do siebie i część opisów
kojarzyło mi się właśnie z wpisami do jej notatnika. Ogólnie sposób jakim była
pisana nie podobał się aż tak bardzo. Nie był zły, nie utrudniał mi czytania,
ale nie podobało mi się to jak mówili bohaterowie. Cały czas używali takich
zwrotów jak „wow”, „aha”, „ale fajnie”. Wiem, że młodzież posługuje się takim
językiem, ale brakowało mi jakiejś głębi w tych dialogach. Wszystkie rozmowy
właśnie między głównymi bohaterami były płytkie i pozbawione większego
zaangażowania.
Shirin
i Ocean jako postaci też mnie strasznie denerwowali. Wszystko co robili było
mało przemyślane, większość ich zachowań była dziecinna. Jasne było to dobrze
przedstawione, bo wydaje mi się, że taki był zamysł Tahereh Mafi. Jednak to
było bardzo męczące, szczególnie mała dociekliwość dziewczyny była frustrująca.
To,
że podobno szesnastolatka wywoływała u wszystkich lęk było czymś co najbardziej
mnie dziwiło podczas czytania. W ogóle tego nie czułam podczas lektury, a podobno
to w dużej mierze przez to ludzie jej unikali. Za to Ocean był bardzo ciekawską
osobą. Mimo że czasem pytania były nietaktowne, to był bardzo miły i chciał dobrze
dla Shirian. Biło od niego ciepło i miało ochotę się z nim zaprzyjaźnić.
Rodzice głównej bohaterki grali raczej małą rolę,
jednak podczas tych 300 stron dużo się o nich dowiadujemy. Z kolei czułam niedosyt
ze strony brata – Nevida. Który dla dziewczyny był dosyć ważny, chodził z nią
do szkoły i mieli drużynę taneczną, a jednak tak mało cech charakteru jest nam
przedstawione. W „Gdyby ocean nosił twoje imię” było też parę epizodycznych
postaci, o których w większości wiemy tylko, że istnieją. Jednak jest jedna
scena z matką Oceana, którą znamy tylko ze słyszenia i nagle pojawia się pod
domem Shirin. Cieszę się, że ona jej jako matce chłopaka przepadła trochę
większa rola.
Jeśli
chodzi o przestrzeń w jakiej obracają się bohaterowie to nie jest ona niezwykle
opisana, nie jest większy plus tej książki. Nie jest to też jej minus, po prostu
jest. Mogło być lepiej, a jest średnio.
Za
to zakończenie, ludzie... Dawno tak namieszanego nie czytałam. Bohaterowie robili
jedno, żeby dzień później zmienić zdanie. Zero konsekwencji przez co czytelnik
już nie wiedział jak się w końcu potoczą losy tej dwójki. A ostatni rozdział to
już była totalna porażka. Tak się po prostu nie robi.
Podsumowując – sama fabuła i pomysł bardzo mi się podobał. Jednak całość wypada po prostu średnio. Nie rozumiem też dlaczego w książkowym świecie ta książka wzbudza taki szacunek i pozytywne emocje.
Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 4,75 gwiazdki
Koniec: 2,75 gwiazdki
Świat przedstawiony: 4 gwiazdki
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 3,5 gwiazdki
dalsi: 2,5 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 3,75 gwiazdki
dalsi: 2 gwiazdki
Język: 4 gwiazdki
Sposób pisania: 4,75 gwiazdki
Końcowy wynik: 7,4 gwiazdki
Czytałam to już jakiś czas temu, nawet względem daty opublikowania tego wpisu, i pamiętam, że polubiłam Ocean'a,a dla "końcówki" poświęciłam parę godzin snu i byłam mocno zawiedziona.
OdpowiedzUsuń