Jak byłam młodsza, to bardzo ciągnęło mnie do książek Marka Krajewskiego – jak wiadomo, najchętniej sięga się po zakazany owoc 😉. Gdy byłam w odpowiednim wieku to jakoś zapomniałam o tym autorze. Przypomniała mi dopiero moja strona główna na YouTube, która zaproponowała mi jeden z utworów ze spektaklu „Mock. Czarna burleska” wystawianego we wrocławskim Capitolu. Dzięki temu, że otworzyli teatry mogłam się wybrać na to przedstawienie, dlatego postanowiłam przeczytać przynajmniej jedną z sześciu książek, na których podstawie był napisany scenariusz do sztuki. Przy okazji, bardzo polecam, jeden z najciekawszych musicali jaki widziała.
Tytuł
i autor: „Mock. Pojedynek", Marek Krajewski |
Gatunek:
kryminał |
Ilość stron: 415 |
Data: 23. - 25.02.2021 r. |
ISBN
978-83-240-553-88 |
Wydawnictwo:
Znak |
Moja ocena: 7,5/10 gwiazdek.
Zdjęcie z Instagrama |
„Mock. Pojedynek” jest chronologicznie
pierwszą powieścią z serii o Eberhardzie Mocku, który w tej części jest
studentem, który dopiero wchodzi w policyjny świat. Z tego powodu ta historia
jest bardziej obyczajowa niż kryminalne, na początku uważałam to za pewien
minus, szczególnie, że naczytałam się o brutalności i charakterystycznym dla
Krajewskiego stylu noir. Z czasem zrozumiałam, że są to po prostu początki
młodego detektywa, autor stworzył coś w rodzaju 415-stronicowy prolog, a może
lepszym określeniem była by geneza postaci.
Początek rozwija
się bardzo wolno, poznajemy codzienne czynności i nawyki głównego bohatera,
dokładnie jest opisane miasto i budynki, w których dzieje się akcja. Jako
wrocławianka byłam szczęśliwa z takiego zabiegu, ale w pewnym momencie
poczułam, że jest przeciągany i stał się dla mnie nużący, ponieważ oczekiwałam
jakichś pierwszych przesłanek, że to Mock dostanie sprawę, a on tylko chodził a
uczelnię. Dzięki tak dokładnym opisom mogę stwardzić, że miasto stało się
kolejnym bohaterem powieści. Gdyby nie ono nie byłoby gdzie się pojedynkować o
swój honor, zapraszać piękną Rosjankę na spacer czy pić ze znajomymi w barze.
Kiedy w końcu
doczekałam się pierwszych samobójstw wykładowców nie zawiodłam się. Z każdym kolejnym
rozdziałem intryga robiła się coraz ciekawsza. Żałuję tylko jak łatwo można
było odgadnąć kto jest tym „dobrym”, a kto „złym”. Chociaż za to wątek
sensacyjny rozrasta się, odsłaniając kolejne uwikłane postaci, co sprawia, że
jest bardzo wciągający i nieoczywisty. Tak jak wyżej wspomniałam, ta część
jeszcze nie jest tak brutalna i nie ma tu tylu gorszących opisów, nie
przypominam sobie nawet za dużej ilości przekleństw, ale nadal jest tam
wyczuwalny pierwiastek polskich kryminałów.
Mnie najbardziej
podobało się zakończenie, które miało najwięcej zwrotów akcji i szokujących zdarzeń.
Z takich technicznych zabiegów -przypadło mi do gustu podzielenie historii na
dni, zamiast na rozdziały oraz, jak można się spodziewać, niemiecki nazwy, ale
również trochę łaciny i inny klasycznych języków. Ewidentnie Marek Krajewski
przygotował się pisząc swoją książkę, widać to nawet w dokładności posłowia.
Całość jest bardzo klimatyczna i zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy.
Początek: 3 gwiazdki
Fabuła: 4 gwiazdki
Koniec: 4,75 gwiazdki
Świat przedstawiony: 5 gwiazdek
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 4 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 4 gwiazdki
dalsi: 3 gwiazdki
Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 4,25 gwiazdki
Końcowy wynik: 7,5/10 gwiazdek
Fantastyczne zdjęcie!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję <3
Usuń