To będzie jedna z najbardziej obiektywnych opinii w moim życiu. Nawet nie wiem, czy będzie się to dało nazwać jakąkolwiek recenzją. Najprawdopodobniej będę się tu tylko zachwycać nad cudownością serii „Król Kruków”. Zapewne ta seria ma jakieś minusy, ale ja nie jestem w stanie ich dostrzec, uważam, że Maggie Stiefvater stworzyła historię idealną, wypełnioną magią.
Zdjęcie z Intagrama |
Głównymi
bohaterami są: Blue, pochodząca z rodziny wróżek, która jest medium do
kontaktów ze światem zmarłych; Gansey, Adam i Ronan, trzej przyjaciele z
elitarnej szkoły dla chłopców, obsesyjnie poszukujący tajemniczych linii mocy
legendarnego Króla Kruków - Glendowera.
Jestem oczarowana kreacją postaci. Każdy z nich ma swój sposób wyrażania się i swoje niepowtarzalne cechy, coś co go wyróżnia i pozwala domyślić się kto byłby zdolny zrobić coś takiego. Dlatego nie potrafię wybrać jednego ulubionego bohatera.
„W tym
momencie Blue czuła, że po trochu kocha każdego z nich”. Ich zadanie. Ich ohydę
i dziwność. To byli jej kruczy chłopcy”
Co najważniejsze na kartach powieści poznajemy przeszłe
zdarzenia, które są motywacją chłopców do poszukiwań Króla, w którego istnienie
nikt nie wierzy. Ich upór udziela się czytającemu, powodując, że każdą koleją
część chłonie się tylko coraz szybciej. Nagłe zawieszenia akcji, nawet pod
koniec rozdziału, nie tylko książki tym bardziej utrudniały odłożenie książki i
przyśpieszały fabułę. Dzięki temu, że czytałam to już drugi raz zauważyłam sieć,
którą utkała autorka. Każde zdarzenie miało znaczenie, nie było słów, które
były wypowiedziane bez późniejszego wyjaśnienia.
Język Maggie Stiefvater jest równie czarujący
co zdarzenia z książek. Zadziwia mnie swoboda z jaką opisuje intrygi i wymyśla
kolejne kłamstwa. Chociaż trzeba tu też zaznaczyć dużą rolę polskiego tłumacza,
bo gdyby nie Piotr Kucharski, to świat „Króla Kruków” nie byłby tak plastyczny,
ponieważ opisy właśnie tego świata odgrywały istotną rolę. Może i autorka nie
stworzyła całego uniwersum od podstaw, ani nie łamała tam praw fizyki (chyba,
że mówimy o wynoszeniu rzeczy ze snów 😉),
jednak w umiejętny sposób wykorzystała dostępne środki i na swoje potrzeby je
trochę zmieniła. A propos wątku ze snami – kocham go nad życie!! Tak się
cieszę, że pisarka zdecydowała się stworzyć trylogie dedykowaną Ronanowi. Już
jestem po lekturze pierwszego tomu i – o mamo, ile tam się działo!! Ale o tym
następnym razem
W sumie jestem ciekawa jakie targały mną emocje po
skończeniu tej serii po raz pierwszy. Mam przeczucie, że mogłam być
rozczarowana, coś w stylu: „to już i to w taki sposób?? jak tak można??”, ale
teraz wywarło ono na mnie ogromne wrażenie i nie mogę przestać o nim myśleć. Rozważam
możliwe scenariusze i nadal nie wiem jak to tak naprawdę się skończyło, tak w
pełni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz