30 kwietnia 2021

Książki Miesiąca - kwiecień 2021 r.

          W tym miesiącu nie przeczytałam dużo książek, a tylko jedna z nich miała ładną okładkę i równie ciekawą treść. Dwie książki musiałam przeczytać w formie elektronicznej, ponieważ przez jakiś czas biblioteki były zamknięte. Była to trzecia część „Igrzysk śmierci”, Suzanne Collis, czyli „Kosogłos” i „Jaszczura” Honoriusza Balzaca”. Na szczęście już teraz można normalnie pożyczasz stamtąd książki.

Zdjęcie z Instagrama

Na okładce „Balzakiany” Jacka Dahniela jest portret Honoriusza Balzaka na tle ściany z muralami. Miało to pewnie nawiązywać do opowiadań, które podobno miały być unowocześnioną wersją „Ojca Goriot”, ale o tym będziecie mogli przeczytać już w poniedziałek. Nie przypadło mi to wydanie do gustu, zarówno kolorystyka, która wydaje się być brudna, jak i sam projekt ilustracji.

Moja ocena: 3/5 gwiazdek

Pamiętam, że czytając pierwszą część „Igrzysk śmierci” nie oceniłam jej wizualnie, bo myślałam, że zrobię, to po przeczytaniu całej serii. Jednak od tego czasu minęło prawie pół roku i ja odeszłam od formuły oceniania każdej książki. Dlatego opowiem tylko o drugim tomie. Ja pożyczyłam takie wydanie, które współgra z pierwszą częścią. Ogólnie nie są to moje ulubione książki, ale na pewno lubię powtarzający się motyw kosogłosa i kół na okładkach i w środku. Największym mankamentem są białe strony. Dobrze, że nie czytałam tych książek latem, bo wtedy zawsze światło bardzo się odbija.

Moja ocena: 4/5 gwiazdek

grzbiet

Ostatnią książką w formie papierowej w tym zestawieniu jest „Zaginiona księga bieli”. Przyznam, że mam słabość do błyszczących, a szczególnie mieniących, opalizujących się okładek. Uwielbiam moment, kiedy na grafikę pada światło i ukazuje się srebrna poświata, mogę na to patrzeć godzinami jak zahipnotyzowana. Ta książka ma również błyszczące, wypukłe litery. Na okładce tej części jest postać Magnusa, drugiego głównego bohatera tej serii. Jak moja przyjaciółka wie, ja go sobie wyobrażałam zupełnie inaczej i nadal w mojej głowie jest to raczej połączenie rzeczywistego wizerunku z tym wymyślonym przeze mnie. Dlatego, przez wzgląd na własne upodobania odejmę tej książce 0,25 gwiazdki. Po za tym jest ona czarująca i zdecydowanie mogę ją uznać za jedną z najładniejszych książek tego roku.

Moja ocena: 4,75/5 gwiazdek

27 kwietnia 2021

"Mock", Marek Krajewski

           Tak jak się spodziewałam, postanowiłam czytać kolejne części przygód detektywa Mocka. Tym razem Eberhard dostaje swoją pierwszą sprawę na wyłączność. Niestety nie sprawia to, że książka jest ciekawsza, wręcz przeciwnie. Szczególnie druga połowa, która powinna być punktem kulminacyjnym była nudna.

Tytuł i autor: „Mock", Marek Krajewski

Gatunek: kryminał

Ilość stron: 386

Data: 30. - 31.03.2021 r.

ISBN 978-83-240-4341-5

Wydawnictwo: Znak

Moja ocena: 7/10 gwiazdek.

Zdjęcie z Instagrama

          W „Mocku” miejscem zbrodni jest wrocławska Hala Stulecia, której plan został dokładnie przedstawiony dzięki prezesowi tego budynku, który współpracował z Markiem Krajewskim przy tworzeniu książki. Odnaleziono tam ciała czterech gimnazjalistów i wiszące ciało martwego mężczyzny ze skrzydłami u ramion. Nie brakuje tu też kłopotów głównego bohatera, który wplątał się w obyczajowy skandal przez co może zostać wyrzucony z policji.

Mimo że początek tego tomu był bardziej dynamiczny, szybko poznajemy nowych bohaterów, ich dokładny zarys i pojawia się pierwsza ofiara, to ta część wypada gorzej. Z jakiegoś powodu fabuła była mniej wciągająca, a niektóre opisy były nużące. Może momentami było też za dużo polityki, która odwracała uwagę od przebiegu zagadki.

Mówiąc szczerze już nie wiele pamiętam z tej książki, a nie czytałam jej bardzo dawno. Na pewno sprawiła mi ona przyjemność w trakcie lektury, ale najwidoczniej nie wyróżnia się niczym na tle ostatnich kilku tytułów.

          Moim zdaniem najlepiej wypadają bohaterowie, którzy są ciekawi i wielowymiarowi. Bardzo skrupulatnie są też opisani ci, którzy mają niedługo zginąć. Poznajemy ich wygląd, zainteresowania i status ich rodziny. Pozwala to na dogłębną analizę mordercy i tego w jaki sposób wybiera swoje ofiary. W ten sposób możemy poczuć się jak detektyw i próbować rozwiązać sprawę razem z Eberhardem. Dogłębniej poznajemy też postać Mock, którego  decyzje mają realny wpływ na jego życie, dzięki temu nie jest papierowy.

          Dawno nie napisałam tak krótkiej recenzji, ale naprawdę nie mogę wyciągać więcej z tej książki. Nie ma więcej rzeczy, które zasługują na pochwałę, ale nie ma też czegoś co jest rażąco źle. To chyba po prostu nie była moja część, ponieważ Marek Krajewski nadal bardzo skupia się na opisie miasta, a jego bohaterowie mają tak samo cięty język. Skoro ostatnio przypadło mi to do gustu, to tak też powinno być tym razem, ale najwidoczniej coś był jakiś czynnik, który zaważał o tym, że te tom był nudniejszy.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 3 gwiazdki

Koniec: 3,5 gwiazdki

 

Świat przedstawiony: 4,75 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 5 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 4 gwiazdki

dalsi: 3 gwiazdki

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 4 gwiazdki

 

Końcowy wynik: 7/10 gwiazdek

23 kwietnia 2021

Tea Booktag Remeak

Dawno nie dodałam coś czysto rozrywkowego, a booktag pojawił się tylko jeden. Dlatego cieszę, że ostatnio natknęłam się na film panny sasny, dzięki czemu mogę dopasować książki do różnych herbat i przedstawić wam te, które już recenzowałam z trochę innej strony.

 

1. Czarna herbata, czyli Twój ulubiony klasyk.

Trudno było mi wybrać po jednym tytule do każdej kategorii. Zazwyczaj są dwa lub trzy, tak jak w tym przypadku.

Pierwszy do głowy przychodzi mi oczywiście Shakespeare, konkretnie „Macbeth”. Jeszcze długo po omówieniu go na języku polskim, rozważałam poprowadzenie fabuły i możliwe inne zakończenia. Szczególnie fascynowała mnie postać Lady Macbeth, której kwestii próbowałam się nauczyć. Teraz też często wracam myślami do tej książki.

Mimo że wątek z Jeszuą, przez swoją stylizację biblijną był trudny do czytania, to „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakow jest jedną z moich ulubionych książek.

„Folwark zwierzęcy”, Goerge Orwell, czytałam w trzeciej klasie gimnazjum i pamiętam, że bardzo mną wstrząsną. Tym bardziej przerażające jest to, że ten problem nadal jest aktualny.

2. Zielona herbata, czyli książka, której przekaz się dla ciebie nie starzeje, książka z ponadczasowymi wartościami (Zielona herbata ma dużo antyoksydantów i jest polecana do picia, żeby utrzymać młodość.)

Nie lubię „Małego księcia”, ale nie potrafiłam znaleźć innej książki, która by pasowała do tego punktu.

3. Czerwona herbata pu-ehr, czyli książka, w której bohaterowie ciągle się przemieszczają.

W „Zbłąkanym synie”, Rainbow Rowell bohaterowie jeżdżą po Stanach Zjednoczonych, a ponieważ mam ostatnio letni nastrój, to musiałam go tutaj umieścić.

Nie ma doprecyzowane czy mają się przemieszczać tylko w różne miejsca, dlatego zaproponuję też „Trylogię czasu”, Kerstin Gier, w której występują podróżnicy w czasie, którzy przemieszczają się do różnych epok.

Ostatnio przypomniałam sobie o „Kronikach kota podróżnika”, który idealnie pasuje do tej kategorii. W tej książce, głównym bohaterem jest kot, którego właściciel jeździ z nim do swoich znajomych, żeby znaleźć dla niego nowy dom. Przy okazji wspomnę, że ta książka jest naprawdę warta uwagi, jest bardzo wzruszająca i ciekawie poprowadzona.

4. Herbata oolong, czyli książka, której poświęca się zbyt mało uwagi.

Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek polecał, którąś z tych dwóch pozycji.

„Ewolucja według Calpurnii Tate” to literatura dziecięca, która zachwyci też starszego czytelnika. Główną bohaterką jest młoda, ciekawa świata dziewczynka, która ma silną więź ze swoim dziadkiem.

„Jej wysokość P” polecam wszystkim nastoletnim córkom koleżanek mojej mamy. Moim zdaniem jest to idealnie wyważona młodzieżówka. Pojawiają się trudniejsze tematy, jak dysfunkcyjna rodzina, w której matka maniakalnie zbiera rzeczy, ale są one rozluźniana wątkiem romantycznym. To w sumie on jest osią całej historii, ale nie jest to kolejna historia naiwnego związku jakich wiele. Bohaterowie, tak jak prawdziwi ludzie uczą się wspólnie żyć i rozmawiać ze sobą nawzajem o swoich uczuciach.

5. Biała herbata, czyli książka, którą ostatnio przeczytałaś (biała ma najmniej przetworzone i najmłodsze liście)

"Zaginona księga bieli", Cassandra Clare

6. Żółta herbata, czyli książka z motywem królestwa lub cesarstwa (Według legendy była to herbata zarezerwowana wyłącznie dla cesarskiego dworu.)

Na początku miałam problem z tym pytaniem. Wiem, że ten motyw występuje w „Wojnie makowej”, ale jej jeszcze nie przeczytałam. Potem sobie przypominałam, że przecież w „Cieniu i kości”, Leigh Bardugo jest cesarstwo.

7. Herbata yerba mate, czyli książka, przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła.

„W pierścieniu ognia”, Suzanne Collins akcja na pewno jest skondensowana w drugiej połowie. Chociaż moim zdaniem cała książka jest dosyć nudna.

8. Herbata ziołowa, czyli książka którą czytano ci na dobranoc gdy byłeś mały.

Wiersze Brzechwy

9. Herbata owocowa, czyli Twoja ulubiona lekka książka.

Do tego punktu idealnie pasują książki Rainbow Rowell, a na szczególną uwagę zasługuje „Fangirl”.

Kolejną książką, którą czytało mi się bardzo przyjemnie jest retelling „Kopciuszka”, czyli „Geekerella”

10. Iced tea, czyli książka, która zmroziła ci krew w żyłach.

Zdecydowanie był to „Nieodgadniony”, Maureen Johnson. Jest to bardzo dobry kryminał, który czytałam z zapartym tchem.

11. Rozlana herbata, czyli kogo taguję?

Was. Napiszcie mi w komentarzach co byście dopasowali do konkretnych pytań.

19 kwietnia 2021

„Poradnik dla dżetelmena o wystepku i conocie", Mackenzi Lee

 Mam wrażenie, że znalazłam swojego pierwszego tegorocznego ulubieńca. Nie potrafię znaleźć w tej książce żadnej wady, w dodatku pojawiło się w niej wiele wątków, które urozmaiciły zwykły młodzieżowy romans.

Tytuł i autor: „Poradnik dla dżetelmena o wystepku i conocie", Mackenzi Lee

Gatunek: literatura młodzieżowa

Ilość stron: 430

Data: 26.-27.03.2021 r.

ISBN 978-83-66338-09-8

Wydawnictwo: Young

Moja ocena: 10/10 gwiazdek.

Zdjęcie z Instagrama

„Poradnik o występku i cnocie” to powieść dziejąca się w XVIII wiek. Henry Montague, dla przyjaciół Monty, jest księciem, który zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu Percym. Jego ojciec, żeby wychować go na prawdziwego dżentelmena, wysyła go na roczną podróż po Europie. Jednak jeśli dotrą do niego jakieś plotki o niestosownym zachowaniu, Monty zostanie wydziedziczony i odcięty od rodzinnej fortuny. Jak można się domyślić chłopak ma zupełnie inne plany; między innymi chce rozkochać w sobie Percy’ego. Razem z chłopcami płynie też siostra księcia, Felicity.

Główni bohaterowie są jak ogień i woda. Henry jest dowcipnym i krnąbrnym chłopcem, któremu w głowie trwonienie majątku rodzinnego i zabawy zakrapiane alkoholem. Percy to spokojny, ułożony i grzeczny młody dżentelmen, który wspiera swojego przyjaciela i wyciąga go z tarapatów.

Felicity była tą postacią, która mnie zaskoczyła, ale w pozytywny sposób. Okazała się być silną dziewczyną, która neguje podwoje standardy i dąży do spełnienia swoich planów. Była ona feministycznym akcentem w tej męskiej podróży, która nie rzadko była bardziej opanowana od swojego brata i często z niego drwiła, nie pozwalając mu na ulgowe traktowanie z powodu swojej płci. Bardzo się cieszę, że pisarka stworzyła tak różnorodnych bohaterów, których poznaje się w trakcie czytania. Dopiero pod koniec można powiedzieć, że tak naprawę się ich zna, ponieważ autorka kreuje ich wraz ze zdarzeniami rozgrywającymi się na kartach powieści.

Niestety nie mogę bardzo dokładnie omówić wszystkiego co mnie urzekło w tej książce. Większość tych rzeczy dzieję się już w drugiej połowie i to one sprawiły, że ta książka była czymś więcej niż zwykłym młodzieżowym romansem. Oczywiście głównym motywem była kultura queer, ale pojawiła się też przemoc fizyczna w rodzinie, wtedy rzadka choroba, która nadała tempa przygodom i potrzebna do jej uleczenia alchemia oraz rasizm. Autorka bez wątpienia przygotowała się do umieszczenia współczesnych problemów na tle XVIII w. Były one umiejętnie dostoswane do ówczesnej wiedzy i przekonań społeczeństwa.

Dodatkowym atutem „Poradnika” jest jego piracki klimat. Czytając go, czułam powiem morskiej bryzy i ciepło południowego słońca na skórze. Od kiedy przeczytałam tę książkę, myślę tylko o wakacjach. Wprawia ona w niesamowity nastrój, ponieważ w trakcie lektury ma się wrażenie, że płynie się statkiem razem z bohaterami, a nawet po skończeniu tej przygody nadal pozostaje się w pozytywnym humorze.

Dzięki łatwemu i przyjemnemu językowi przez książkę się właściwie płynie. Dzięki niespodziewanej akcji, przeczytałam ją jeszcze szybciej. Autorka funduje różnorodne przygody i po jakimś czasie to nie jednostronna miłość księcia trzymały „Poradnik” w ryzach, ale one. Lekturę uprzyjemniały żarty Monty’ego, które nieraz wywołały u mnie falę śmiechu.

Nie ma tutaj niczego co uważam za złe, zbędne lub niedopracowane. Poczynając od pierwszego rozdziału, kończąc na ostatnim słowie, podobało mi się wszystko w tej książce.

Początek: 5 gwiazdek

Fabuła: 5 gwiazdek

Koniec: 5 gwiazdek

 

Świat przedstawiony: 5 gwiazdek

Bohaterowie (wykreowanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 5 gwiazdek

Bohaterowie (przywiązanie):

główni: 5 gwiazdek

dalsi: 5 gwiazdek

 

Język: 5 gwiazdek

Sposób pisania: 5 gwiazdek

 

Końcowy wynik: 10/10 gwiazdek

13 kwietnia 2021

Plusy czytnika ebooków

           Nie lubię korzystać z elektronicznej formy książek, właściwie zawsze wybieram te papierowe. Mimo to potrafię wskazać kilka argumentów przemawiających za kupnem czytnika. Wiem, że są ludzie, którzy się nad tym zastanawiają. Może ten post zachęci was do jednorazowego wydania trochę większej sumy.

Zdjęcie z Instagrama

Moim zdaniem największym plusem czytnika jest możliwość wzięcia ilu się chce książek na wakacje w jednym urządzeniu. Co więcej, czytnik waży mniej niż jedna książka, a może pomieścić nawet wielką bibliotekę. Jako osoba czytająca dużo zawsze musiałam brać ze sobą przynajmniej cztery księżni na wyjazd. Teraz już nie martwię się, że połowa mojego bagażu to książki.

Z łatwością można dopasować wielkość czcionki do swoich potrzeb. Kiedy czytamy w nocy można też zwiększyć poziom jasności ekranu. Mówiąc szczerze nie korzystam z tych opcji, bo mam swoje ulubione ustawienia, ale przyjemnie jest mieć wybór. 

Ebooki są tańsze niż książki papierowe. Można je też z łatwością przesyłać między znajomymi. Jeśli skończymy czytać zagranicą ostatnią książkę jaką ze sobą zabraliśmy nie musimy się martwić, ponieważ mając czytnik można szybko kupić, pobrać i czytać dalej.

Jest bardziej ekologiczny. Owszem zużywamy energię do ładowania, ale jest tego stosunkowo mniej, niż ściętych drzew do papierowych książek. Również ładuje się go tylko mniej więcej co 2-3 miesiące. Jeśli tak jak ja używacie karteczek samoprzylepnych, to korzystając z ebooków również generujemy mniej papieru, ponieważ ma on opcję zaznaczania całych stron lub linijek. Łatwiej jest też robić notatki do konkretnych momentów książki.

Czytając po angielsku zaznaczając słowo można szybko wyszukać  jego znaczenie we wbudowanym słowniku. W ten sposób chętniej się je sprawdza, niż szukając co chwilę w telefonie.

11 kwietnia 2021

Słów kilka o pozytywistycznej literaturze rosyjskiej

           Skoro ostatnio był francuski pozytywizm, to teraz pora na rosyjski. Jeśli jeszcze nie widzieliście poprzedniego wpisu, to tu jest link. Tak jak ostatnio nie będę gwiazdkowała książek, ale tym razem trochę dogłębniej wyrażę swoją opinię.

Zdjęcie z Instagrama

Moja opinia na temat literatury tamtego okresu będzie się opierać tylko na dwóch książkach Dostojewskiego, dlatego mogę mieć niepełny obraz. Do tej pory przeczytałam tylko „Zbrodnię i karę” oraz „Łagodną”. Oba spotkania z autorem uważam za bardzo udane, dlatego mam nadzieję, że niedługo sięgnę po pozostałe tytuły pisarza. Mimo że Dostojewski używał tych samych środków do urzeczywistnienia swoich dzieł co francuscy pozytywiści, jego książki były przyjemniejsze w odbiorze. Pamiętam, że już sam styl mnie pozytywnie zaskoczył, zdania były zupełnie inaczej złożone niż w języku polskim. Mimo to, nie utrudniało to czytania, wręcz przeciwnie, było to dla mnie coś nowego, dlatego z ciekawością czytałam dalej.

Dla tych, którzy nie wiedzą, „Zbrodnia i kara” jest o studencie prawa, który z powodu braku środków musi je przerwać. Zabija lichwiarkę, żeby sprawdzić czy jest jednostką wybitną oraz, żeby poprawić swoją sytuację finansową.

„Łagodna” to krótkie opowiadanie o toksycznym małżeństwie i tego co z niego wynikło. Książka ma zaledwie 64 strony, dlatego nie chcę zdradzać więcej szczegółów.

          Obie powieści łączy dogłębna analiza drugiego człowieka i jego zachowań. Bohaterowie Dostojewskiego są skomplikowani i nie da się jednoznacznie powiedzieć czy są dobrzy, czy źli. „Zbrodnia i kara” na pewno dzieje się w Petersburgu, są przypuszczenia, że „Łagodna” też, ale nie pada ani razu nazwa miasta. Autor w ten sposób chciał stworzyć uniwersalną przypowieść.

          Dzięki temu, że są to powieści psychologiczne, a jedna z nich ma motywy detektywistyczne, książki są ciekawe. Autor często stosuje zwroty akcji, nadając tempa lekturze. Przyznam, że druga połowa „Zbrodni i kary” była nudniejsza, ponieważ główny bohater przespał ją prawie całą.

Czytając „Łagodną” nie sposób się nudzić, jest ona przepełniona sytuacjami napinającymi człowieka. Czytałam ją w nocy i mimo że była zmęczona nie byłam w stanie odłożyć książki, dopóki jej nie skończyłam. Chociaż ci, którzy znają mnie bliżej wiedzą, że najlepszą oznaką, że książka jest dobra, jest to, że się popłakałam w trakcie jej czytania. Po prostu towarzyszyło mi bardzo dużo różnych emocji podczas czytania tego opowiadania.

          Uważam, że jeśli nie jest się przekonanym do sięgnięcia po książki Dostojewskiego, powinno się zacząć od „Łagodnej”. W ten sposób można zapoznać się ze stylem autora, ale nie czytać książki, która ma ponad 600 stron. Długo się zastanawiałam, którą uważam za lepszą, ale nie potrafię zdecydować. Zależałoby to tylko od tego na jak długą powieść miałabym ochotę. Dlatego uważam Dostojewskiego za jednego z moich ulubionych autorów. Właśnie zauważyłam, że to już drugi rosyjski autor, którego tak bardzo polubiłam. Najwidoczniej mają tam dobrych pisarzy, ponieważ nie boją się oni poruszać trudne tematy, tworząc przy okazji bardzo rozbudowanych bohaterów.

05 kwietnia 2021

Słów kilka o pozytywistycznej literaturze francuskiej

           Na języku polskim omawiamy pozytywizm, jakiś czas temu skończyliśmy rozmawiać o polskich powieściach, dlatego mieliśmy do przeczytania parę dzieł literatury światowej. Do tych francuskich należał „Ojciec Goriot” Honoriusza Balzaca i „Pani Bovary” Gustava Flauberta.

Chciałabym coś o nich napisać, ale myślę, że to będzie zbiór moich przemyśleń na temat literatury francuskiej tamtych czasów, ponieważ nie uważam, siebie za odpowiednią osobę do oceny tych książek.

          Sięgając po literaturę pozytywistyczną trzeba mieć na uwadze, że pisarze stosowali realizm literacki, dlatego ówczesne książki odbiegają od współczesnych norm. Na otrzymanie efektu bardzo rzeczywistego świata składał się, między innymi mimetyzm, czyli dokładne odwzorowanie miejsca akcji, podanie nazw ulic, dokładnego czasu, opisy budynków i mieszkańców oraz fikcja werystyczna, która miała uporządkować chronologiczne fabułę i spowodować, że bohaterowie i ich działania będą prawdopodobne. Z tego powodu autorzy minionej epoki często tworzyli swoje książki na podstawie zasłyszanych lub przeczytanych w gazetach prawdziwych historiach.

Tak było również w przypadku Gustava Flauberta, który został nawet osądzony za opisanie cudzego życia. Na szczęście udało mu się udowodnić, że inspirował się artykułem oraz własnym życiem, dzięki temu został uniewinniony.

Zdjęcie z Instagrama

„Pani Bovary” jest powieścią o kobiecie z niską samooceną, która była bardzo wrażliwa i delikatna. Za młodo bez refleksji zaczytywała się w harlequinach i śniła o mężczyźnie, który będzie ją idealizował. Gdy wyszła za mąż za wiejskiego lekarza rozczarowała ją jego prostota. Kobieta nie próbowała odnaleźć z nim szczęścia, od razu go przekreślając. Marząc o życiu w wielkim Paryżu z kochankiem, który traktował by ją jak muzę, mieszkając na prowincji nudziła się. Z tego powodu wywiązują się pewne problemy, jednak nie będę ich zdradzać.

Przyznam, że ta książka jest mi bliższa niż „Ojciec Goriot”. Sama historia jest ciekawsza i łatwiej jest mi zrozumieć główną bohaterkę. Mogłabym ją nawet usprawiedliwić, ponieważ kobieta w tamtych czasach nie miała właściwie czym się zająć, a to przecież nie jej wina, że urodziła się
z takim charakterem.

Co więcej opisy wsi nie były bardzo nużące. Czasem sprawiało mi przyjemność czytanie o zielonych łąkach z polnymi kwiatami albo o mroźnych porankach, kiedy za oknem widać tylko biały puch. Owszem, zmniejszyłabym ich ilość, jednak wolę je od opisu mebli w hotelu występującego w książce Honoriusza Balzaca.

Akcja „Ojca Goriot” jest osadzona w Paryżu w roku 1819. W fabule przeplatają się losy trzech bohaterów - zaślepionego miłością do swoich córek starca Goriot, tajemniczego kryminalisty ukrywającego się jako Vautrin i ambitnego studenta prawa, Eugeniusza Rastignaca. Najważniejszą rolę
w powieści odgrywa pieniądz, który prowadzi do zepsucia człowieka. Autor skupił się na bardzo dokładnym opisie chciwości. Szczególnie córki Ojca Goriot były ukazane jako próżne, wykorzystywały one miłość starca, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Była to bardzo smutna relacja, ponieważ mężczyzna uważał, że oddając im swoją fortunę, zapewni sobie szczęście
i zdrowie. Żył również w przekonaniu, że ono go kochają. Niestety na koniec powieści Ojciec Goriot dowiaduje się prawdy o swoich córkach.

Nawet wcześniej przywołany przeze mnie opis hotelu pani Vauquer miał oddać niemoralne zachowanie postaci. Z jednej strony, jestem pełna podziwu dla pisarza, który zdobył się na taki krok, potęgując wszędzie panującą rządze majątku. Z drugiej, pamiętam jak bardzo męczyłam się czytając tę książkę. Wynudziłam się niemiłosiernie zagłębiając w tę powieść, jednak dla ciekawych rozmów na języku polskim było warto.

Na koniec utwierdzam się przekonaniu, że nie lubię pozytywizmu. Nawet jeśli ówcześni autorzy, szczególnie ci zagraniczni poruszają ciekawe tematy, o których chcę czytać jeszcze więcej, to zastosowanie realizmu literackiego utrudnia mi ich odbiór. Aby dotrzeć do sedna sprawy, żeby doczekać się chodź małego posunięcia w fabule trzeba przedrzeć się przez kilkustronicowe nużące opisy. Szczególnie uciążliwe są te w literaturze francuskiej, kiedy nie znając języka nie jesteś w stanie przeczytać nagromadzonych nazw i masz ochotę porzucić książkę, mimo ciekawej historii.

02 kwietnia 2021

Książki Miesiąca - marzec 2021r.

           Mój marzec stanął pod znakiem literatury klasycznej, a dokładniej pozytywistycznej. Oczywiście nie obyło się też bez czegoś łatwiejszego; przeczytałam bardzo przyjemną książkę, która najprawdopodobniej stanie się moim tegorocznym ulubieńcem – „Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie”, kontynuowałam również przygodę z detektywem Mockiem.

          Połowa przeczytanych przeze mnie książek jest w formie elektronicznej, więc trzymając się starej zasady nie będę ich oceniać pod kątem wizualnym. Mimo to wspomnę ich tytuły, żeby było to porządne podsumowanie miesiąca.

Marzec zaczęłam „Ojcem Goriot” Honoriusza Balzaca, następnie przeczytałam „Łagodną” Fiodora Dostojewskiego i znów sięgnęłam po literaturę francuską, a była to „Pani Bovary” Gustava Flauberta”

Pozostając w temacie lektur, pierwszą, którą ocenię będzie „Zbrodnia i Kara” Dostojewskiego. Wydawnictwo MG wznowiło większość książek tego autora (niestety póki co bez „Łagodnej”) w jednej szacie graficznej. Każda z książek ma swój przewodni kolor, w którym jest grzbiet, tytuł oraz imię i nazwisko. Pozostałe elementy na okładce są czarno-białe. Jak na zbrodnię przystało, główną rolę gra czerwony. Nie uważam, żeby była to najpiękniej wydana powieść, jednak zdjęcie wybrane na okładkę zawsze przyciąga wzrok.

Ocena: 4,5/5 gwiazdki

Bardziej kolorową i błyszczącą pozycją jest „Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie”. Oczarowała mnie ta książka od samego początku. Po pierwsze, tymi mieniącymi literami, ponieważ wcześniej widziałam ją tylko na zdjęciach i nie zdawałam sobie z tego sprawy. Później zachwycałam się świeżym kolorem grzbietu. No powiedzcie mi, czy on nie przywodzi na myśl wakacji? Jeszcze w połączeniu z tym żółtym, uwielbiam gdy łączone są przeciwstawne kolory. Dodatkowo ten malutki stateczek, który nawiązuje do grand toure, które obywa Hrabia z okładkowego zdjęcia. Do tej pory nie miałam na swojej półce książki, która by się tak rzucała w oczy. Potem okazało się, że ma ona też mapę, a nawet dwie. Nie są one rzeczywiste, tylko takie rysunkowe, ale pasuje to do stylu całej okładki. Wewnątrz książka jest podzielona na segmenty, ponieważ akcja dzieje się w paru państwach. Każdy fragment poświęcony danemu krajowi jest poprzedzony stroną z nazwą tego miejsca. Na samym końcu jest też kilka stron od autorki, która tłumaczy pewne istotne fakty z XVIII w., żeby czytelnikowi było łatwiej zrozumieć zastosowane przez nią zabiegi.

Moja ocena: 5/5 gwiazdek

cała okładka
grzbiet, na którym mam nadzieję widać stateczek
mapa

Skoro o poprzedniej tak bardzo się rozpisałam, to dla kontrastu o „Mocku” Marka Krajewskiego napisze tylko parę zdań. Dalsze losy Eberharda Mocka czytałam w tej samej szacie graficznej, dlatego o tej części mam takie samo zdanie jak o poprzedniej. Również dostanie najwyższą notę, ponieważ wydawnictwo jest konsekwentne i trzyma się wszystkim wcześniejszych zabiegów.

Moja ocena: 5/5 gwiazdek