Teraz
jak zazwyczaj po recenzji treść musi nastąpić ocena okładki.
Nie ma co za dużo pisać we wstępie tylko trzeba przejść od razu do sedna.
Nie ma co za dużo pisać we wstępie tylko trzeba przejść od razu do sedna.
Z pewnością
mogę napisać, że wydanie jest lepsze od samej historii, więc wielkie brawa dla
Macieja Urbańca.
Cała książka jest bardzo minimalistyczna; na przodzie
i tyle są czarne kontury drzew, głównie iglastych, które układają się w las. Nie
jest to nic szczególnego, ale mi się bardzo podoba, bo przywodzi na myśl
miejsce akcji „Najdzikszych serc”. Tło rysunków zapewne było białe, ale moja
wersja jest bardzo stara i zżółkła.
Jeśli
chodzi o napisy to na okładce jest tylko nazwisko autora i dwa tytuły
opowiadań, to samo na boku, ale nazwisko jest czarne, z tyłu nie ma żadnego
opisu. Wewnątrz czcionka jest wystarczająco duża i szeryfowa, pasująca do tytułów.
Bardzo
ciekawym akcentem jest wcześniej wymienione nazwisko. Jest w pasującym kolorze
do wklejki w książce, bardzo lubię takie małe szczegóły.
Wewnątrz są też ilustracje. Nie są one wybitnie
ładne, niektóre twarze postaci są nawet straszne, ale przynajmniej maja
pasującą kreskę do drzew i ogólnie wpasowują się w klimat książki.
Przód okładki: 4,5 gwiazdki
Tył okładki: 4 gwiazdki
Dopasowanie tekstu: 5 gwiazdek
Ilustracje wewnątrz: 4,5 gwiazdki
Całokształt: 4,5 gwiazdki
Suma: 4,5 gwiazdki
Ocena wizualna "Najdzikszych serc" Jamesa Curwooda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz