No i mamy
pierwszą odhaczoną pozycję z wakacyjnej listy i to jaką, jest to debiut młodych
autorek, Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej, znanych z kanału, na którym recenzują
książki. To właśnie dzięki niemu „Ostatnia godzina” otrzymała status
bestsellera na trzy miesiące przed premierą, w końcu na jej wydanie czekało
blisko 33 tys. ludzi, w tym ja. Dlatego, jak łatwo możecie się domyślić, trudno
mi było podejść do tej pozycji obiektywnie; na początku myślałam, że będę ją
faworyzować i przymykać na wszystko oczy, jednak wydaje mi się, że właśnie doszukiwałam
się jak największej ilości błędów. Mam nadzieję, że po tym przydługim wstępie
uda mi się wyważyć moją opinie i mimo wszystko będzie ona jak najmniej subiektywna.
Tytuł i autor: „Ostatnia godzina”,
Anna Bartłomiejczyk i Marta Gajewska |
Gatunek: fantastyka |
Ilość stron:
660 |
Data: 26.06 – 06.07.2020 r. |
ISBN 978-83-66425-35-4 |
Wydawnictwo: WasPos |
Moja ocena: 8,3 gwiazdki.
Jeszcze
za nim zacznę przypomnę po krótce o czym jest „Ostatnia godzina”. Jest to
fantastka, która opowiada o dwóch zupełnie obcych sobie ludziach, Alexowi
i Mercy, którzy przypadkiem spotykają się w trakcie ogromnej i niespodziewanej
burzy w Amsterdamie. Oboje stali się ścisłymi częściami niezwykłego i fatalnego
procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do poznania.
Nadciąga moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy
potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej
groźnej rozgrywce są ich własne dusze.
Już
sam opis brzmi bardzo intrygująco, a tym bardziej sama fabuła, nie spodziewałam
się, że losy bohaterów zostaną w ten sposób przedstawione. Kiedy hipotezy
głównej bohaterki szły w ostatecznym kierunku miałam wielką nadzieję, że to
jednak nie jest to. Naprawdę miałam wielkie obawy co do poprowadzenia akcji w
tym kierunku, ponieważ miałam wrażenie, że już jest wystarczająca ilość książek
z taką historią, jednak pomyliłam się. Najwidoczniej nawet taki temat można
inaczej ugryźć. Skoro już przy tym jesteśmy to większość fabuły została dobrze
poprowadzone, jedyne co mi się dłużyło to koniec. Moim zdaniem książkę,
właściwie sam koniec można by skrócić, jednak 660 stron to jest naprawdę dużo. Wszystko
wydawało mi się bardzo rozwlekłe, a mimo to pogubiłam się właściwie w finałowej
scenie. To co mnie jeszcze drażniło, właściwie już od początku wiedziałam, że
tak będzie, mianowicie główny bohater przyjeżdża do Amsterdamu z jakąś
konkretną misją, która została porzucona na rzecz końca świata. Wiadomo trzeba
ratować swoją planetę, ale czemu jego agencja w ogóle nie interesowała się
czemu Alex nie przysyła regularnie raportów. Coś co też zauważyłam w większości
książek z fatalistycznym wątkiem, to to, że reszta społeczeństwa za bardzo nie
zauważa różnicy w tym „nowym” świecie. Tutaj pojawia się taka jedna scena, w
której „normalni” ludzie reagują lękiem, ale była to tylko katastrofa pogodową, a nie jakieś fantastyczne wydarzenie.
Niestety ponieważ zauważyłam tę tendencję w tej książę to właśnie jej się
dostanie…
Jeśli
idziemy tropem błędów to musimy przejść do bohaterów. Jest ich po prostu za
dużo, dawno nie czytałam książki z taka ilością postaci. Z pewnością w tym
momencie należy się wielki ukłon autorkom, bo mimo takiej liczebności każdemu z
nich została poświęcona odpowiednia ilość czasu, niemal każdy bohater jest
bardzo dobrze wykreowany. Niestety między każdą z postaci było tyle powiązań, a
to rodzina, przyjaciel, chłopak, wróg, że nie dało się w tym połapać, co chwilę
wychodziły nowe fakty, nowe powiązania, które z pewnością były zbędne i tylko odwracały
uwagę od właściwej akcji. Myślę, że między innymi dlatego z żadnym z bohaterów nie
poczułam silnej więzi i żyłam razem z nimi problemami Ziemi.
Za to
dobrze, tak po prostu dobrze, został rozrysowany Amsterdam. Bardzo dobrze
poznajemy dom Mercy, jej miejsce pracy i jej okolice. Dosyć dobrze poznajemy
też rodzinny dom Alexa, który w pewnym momencie musi tam polecieć.
Na
koniec jeszcze wspomnę, że jest to pozycja pisana w trzeciej osobie i to z
perspektywy paru osób. Na początku zauważyłam, że parę razy jakaś scena była
pisana z perspektywy na przykład Alexego, a potem Mercy. Na szczęście taki
zabieg pojawił się tylko kilka razy. Dlatego po pewnym czasie przestało mi to
przeszkadzać. W sumie jak przy tym jesteśmy to napiszę jeszcze jedno zdanie a
propos języka. To jest za co mogę pochwalić obie panie, jest on bardzo lekki i
młodzieżowy.
Dobra teraz
to już koniec, bardzo się rozpisałam, ale jest to książka, którą chciałam
ocenić pod każdym kontem i zwrócić Waszą uwagę na każdy aspekt, mam nadzieję,
że nie zanudziłam Was tak długą recenzją.
Początek: 5 gwiazdek
Fabuła: 3,5 gwiazdki
Koniec: 4 gwiazdki
Świat przedstawiony: 4,5 gwiazdki
Bohaterowie (wykreowanie):
główni: 5 gwiazdek
dalsi: 4,5 gwiazdki
Bohaterowie (przywiązanie):
główni: 3 gwiazdki
dalsi: 2,5 gwiazdki
Język: 5 gwiazdek
Sposób pisania: 4,5 gwiazdki
Końcowy wynik: 8,3 gwiazdki
Okey, dla mnie tak książka jest średnia i nic ponad to. Fabuła jest rodem z wattpadowych opowiadań, które czytałam w gimnazjum. Wielkie pomieszanie z poplątaniem banału, niepotrzebnych zdarzeń i nienaturalnych zachowań bohaterów z ciekawymi pomysłami, które giną przez wymuszone powiązania między zdarzeniami. Końcówka była wielkim "CO TU SIĘ WŁAŚCIWIE STAŁO?!?!?" i choć przeczytałam całość w dwa/trzy dni to nie jest to według mnie książka, która zasługuje na tak wysoką ocenę jak 8,3...
OdpowiedzUsuńWiesz co zauważyłam u siebie, jeśli chodzi o pisanie recenzji. z czasem zauważam, że za szybko coś oceniam, bo jestem tak tym zachłyśnięta, że daje za wysokie oceny. Może nie obniżyłabym jej od razu tak dramatycznie, ale zdecydowanie zakończenie powinno mieć jakieś 2,5 gwiazdki, bo przecież sama miałam problem ze zrozumieniem, co tu się stało
Usuń