Na początku nie zakładałam, że będę dzielić się moimi najgorszymi książkami i rozczarowaniami. Nie widziałam sensu spisywania w jednym miejscu, według mnie, słabych pozycji. W końcu jak to się mówi; nie ważne co mówią ważne, że mówią, dlatego i tak zrobiłabym szum i nagłośniła te tytuły. Potem jednak stwierdziła, że w ten sposób mogę przecież zniechęcić do sięgnięcia po nie. Zachęciła mnie też do tego moja ostatnia klapa 2020 r. i zapewne o niej będzie tutaj najwięcej. Ogólnie nie ma ich stosukowo bardzo dużo, bo zazwyczaj udaje mi się trafić w mój gust. Z pewnością te przedstawione przeze mnie nie są szkodliwe, po prostu coś mi w nich nie pasowało.
Zaczynając od początku, w lutym
przeczytałam „Najdziksze serca” Jamesa Olivera Curwooda. Było to moje pierwsze
spotkanie z taką czystą powieścią przygodową. Niestety ta książka jak na razie
zniechęciła mnie do sięgnięcia po kolejne z tego gatunku. Moim zdaniem miała
ona pewne absurdy, miejscami była nudna, a jedyne co mnie się w miarę podobało to wątek
romantyczny, a to chyba nie o to chodzi w literaturze przygodowej.
Gdzieś w lipcu zaczęłam "Dyskretny
urok Fenet Branca" Jamesa Hamiltona – Patersona, ale porzuciłam ją już po pierwszych rozdziałach. Właściwie nigdy nie zdarza się, że zostawiam
książki, ale to było straszne. Nie byłam wstanie czytać dalej tej komedii. Tam
nic nie było śmieszne i niczego nie byłam się wstanie dowiedzieć o bohaterach.
Chyba, że to co jedli…
„Przeklęte miasto”, Ellerego Queena z
tego co pamiętam nie zaintrygowało mnie tak jak kryminał powinien. Bohaterowie
byli płascy, przestrzeń nie wykreowana. Wszystko tak dosyć po łepkach napisane.
„Księga Kłamstw” Terri Terry napisała
swoich bohaterów w bardzo dziecinny sposób, tak jakby ta książka była kierowana
do mniej więcej 10-latków, ale pewne problemy z jakimi się ci bohaterowie zmagali były już
pisane pod 13+ - latków. Dlatego nikt nie byłby zadowolony po przeczytaniu tej książki.
Oh, pamiętam, że w październiku z
polecenia mojej polonistki przeczytałam całego „Fausta”. Jeśli interesują Was
moje rozważania na temat wpływu języka jakim jest napisana historia na przyjemność
z czytania, to kliknijcie tutaj. Ja napiszę tylko tyle, Pani naopowiadała mi o
niesamowitych przygodach i „psikusach” jakie robił Faust z Mefistofelesem, a
dostałam dosyć powolną akcje z mało zabawnymi żartami jakie robił główny
bohater.
Z jednej strony chcę tutaj umieścić
„Gwiazdę Szeryfa” z drugiej strony nie jestem pewna, ponieważ mniej więcej
połowa, ¾ była całkiem niezłe. Może w takim razie póki co poczekam i w
recenzji, która powinna pojawić się na końcu stycznia wyrażę swoją opinię.
To teraz pora zmierzyć się z tymi dwoma ostatnimi koszmarami, które wyszły spod pióra Gayle Forman. Przyznam, że romans to nie mój gatunek, miała tutaj się pojawić jeszcze jedna książka, ale doszłam do wniosku, że jedyny powód, dla którego mnie się nie podobała to właśnie gatunek.
Jednak „Zostań, jeśli kochasz” i „Wróć, jeśli pamiętasz” to już jest wyższa szkoła jazdy. Pierwsza część jeszcze jako tako miała sens, akcja przebiegała zgodnie z linią czasu, wszystko działo się po kolei. Problemem byli bohaterowie, którzy zostali uśmierceni zanim dobrze ich poznaliśmy, a zakończenie zamiast być ckliwe było tak słabo i nudo napisane.
To i tak nic w porównaniu z drugą częścią, co do której mogę powiedzieć tylko jedną dobrą rzecz – rozbawi Was swoją żałosną historią do łez. Chociaż nie wiem czy to dobrze, że ckliwe historyjki o „(…) dającej wparcie rodzinie, przyjaźni, samotności i znajdowaniu swego miejsca na ziemi, o umiejętności godzenia się z przeszłością i przyjmowania tego, co nadchodzi, o potędze miłości i wyborach, których każdy z nas musi dokonać.” doprowadzają nas do śmiechu. Przy okazji, nie było nawet połowy z tego co obiecał opis wydawniczy. Był za to chaos, za szybka akcja, która miejscami nie mała sensu, brak dobrze wykreowanych bohaterów, którym dałoby się współczuć, no i śmiech, dużo śmiechu z głupoty fabuły i działań bohaterów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz